sobota, 7 kwietnia 2018

Od Doriana CD Junsu

Gdyby nie pytanie Junsu, najprawdopodobniej zapomniałby o istnieniu swojego mieszkania. Jasne, kupił je niedawno, ale przez ostatnie wydarzenia jego kawalerka wydawała się zbyt przyziemną i prostą rzeczą, która nie zaśmiecała jego umysłu. Mieściła się w starej kamiennicy nad kawiarnią, w której pracował. Nie korzystał z mieszkania zbyt często, ponieważ całe dnie pracował, by opłacić do końca koszty związane z przeprowadzką lub włóczył się bezczynnie po miasteczku. Wieczorami siedział i upijał się w barze i wracał późną nocą, w dodatku nietrzeźwy. Pokiwał głową i powiedział coś, co miało brzmieć jak "Możemy tam iść", na co jego towarzysz odpowiedział z wyraźną aprobatą. Nawyraźniej spanie w hotelu było dla niego nadzwyczaj niewygodne, ponieważ szybko spakował wszystkie wyciągnięte z walizki rzeczy i popatrzył z oczekiwaniem na Doriana. Szybko opuścili pokój i udali się do holu. Nie był zbyt przytomny na umyśle, zdawało mu się, że na chwilę przestał kontaktować się ze światem i ocknął się dopiero przed budynkiem. Oczy jego towarzysza zwróciły się w jego stronę i dawał mu on widocznie znaki, że teraz musi on poprowadzić go do mieszkania. Brunet nie był zbyt dobrym przewodnikiem, o czym mógł się przekonać wiele razy. Nie zwracał o uwagi na to, czy podąża on za nim lub na ruch, który panował aktualnie na drodze. Idąc, całkowicie zatapiał się w myślach i wyłapywał tylko ciekawsze postacie, które go mijały. Spojrzał na blondyna w glanach, który w pośpiechu przemierzał ulicę. Nie mógł mieć więcej niż siedemnaście lat, a Dorian mógł dostrzec zapalonego papierosa, który dymił w jego palcach. Patrzył na niego ukradkiem i wyglądał, jakby tylko czekał, aż znikną z jego pola widzenia, by mógł w spokoju zaciągnąć się dymem. Chłopak nie lubił papierosów. Nie lubił żadnych używek, jednak zapach palącego się tytoniu wydawał mu się intrygujący i ciekawy. Tajemniczy blondyn znikł z przed oczu, a jego umysł wypełniły nowe myśli. Popatrzył na Junsu, który w zamyśleniu oglądał okolicę i wydawał się nie dostrzegać tego, że jest przez niego obserwowany. Pamięcią wrócił do sytuacji, która zdarzyła się pod koniec ich pobytu w hotelu. Nikt nigdy tak z nim nie postępował. Nikf nigdy nie spojrzałby na niego w taki sposób i odmówił z przysługi. Jego osoba zdawała się być taka odmienna od ludzi, których poznał. Każdy chciał mieć z każdej czynności jakieś korzyści. Nie znał nikogo, kto robiłby coś bezinterosownie. Właśnie te cechy były ciekawe w swoim towarzyszu. Być może miał w swoim zachowaniu jakieś korzyści. Być może wszystko było tylko po to, by zdobyć jego zaufanie i jest teraz manipulowany i brnie w to wszystko tak naiwnie. Zdawało mu się, że jest to jednak niemożliwe. Nie pasowało to zupełnie do Junsu, jakiego udało mu się poznać. Zamrugał kilkukrotnie i odpędził od siebie te myśli. Zdajdowali się właśnie przed kamiennicą, w której znajdowało się jego lokum. Nie należała ona do zadbanych, ale uważał, że przez to wyróżnia się na tle ładnych i dobrze utrzymanych budynków. W zamyśleniu potrzedł do drzwi i w skupieniu wpisał czterocyfrowy kod. Nie miał on dla niego większego znaczenia i składał się on z losowych liczb, które wymyślił właściciel. Być może miały one ukryty sens tylko dla niego samego. Drzwi otworzyły się z trzaskiem, wzniecając przy tym kurz osiadły na podłodze. Dorian kichnął cicho i zaczął wspinać się po schodach. Nie miał on dobrej kondycji, więc po krótkim czasie zaczął wchodzić coraz wolniej i z większym wysiłkiem. Najwyraźniej jego towarzyszowi nie przeszkadzało to jednak i bez problemu pokonywał wszyskie schodki, na dodatek trzymając walizkę. Chłopak miał szczęście, że mieszkał na drugim piętrze i nie mógł sobie wyobrazić, jak inni mieszkańcy mogli wspinać się codziennie po wysokich, starych i trzeszczących schodach. Nerwowo przełknął ślinę, gdy zdał sobie sprawę z tego, że najwyraźniej musiał zgubić swoje klucze. Nie wiedział, czy zrobił to w barze, stacji benzynowej, czy w samym hotelu, ale nie znajdywały się teraz w jego kieszeni, jeśli w ogóle miały się tam znaleźć. Na szczęście w miarę szybko przypomiał sobie o tym, że zapasowy klucz został schowany pod wycieraczką i wyjął go, kucając przy tym i prawie się nie wywracając. Cała ta sytuacja z perspektywy jego towarzysza musiała wyglądać dosyć niemrawo. Westchnął cicho i otworzył drzwi, które ze szczękiem przywitały gospodarza. Jego mieszkanie składało się głównie z najpotrzebniejszych mebli, książek i kwiatów. Dorian uwielbiał kwiaty i czytanie do późnej nocy. Wiele z nich walało się w salonie, by w każdej chwili mógł po nie sięgnąć. Kawalerka składała się ze starej i niezmodernizowanej jeszcze kuchni połączonej z salonem, który prezentował głównie wielką jak na jedną osobę kanapę oraz szafkę na książki rozciągającą się na całej ścianie. Cały ten widok przyozdabiały paprocie i bluszcz, który wymagał ponownej opieki. Sypialnia była dość mała, mieściła tylko pojedyncze łóżko i małą szafę oraz kolejną szafkę nocną, która również była zawalona książkami. Chłopak zapalił światło i przyjrzał się swojemu mieszkaniu. Nienawidził brudu i chaosu w pomieszczeniach, ale z ulgą stwierdził, że pokój prezentuje się dobrze, ponieważ nigdy nie zwracał on uwagi na książki. Zdjął swoje nakrycie i oddał je właścicielowi, ponownie za nie dziękując. 
- Mieszkanie jest do twojej dyspozycji, możesz spać w sypialni, a ja spokojnie zasnę na kanapie - stwierdził i usiadł na wielkim meblu. 
Junsu położył walizkę obok stolika i usiadł obok niego. Dorian zdał sobie sprawę, że chyba był to pierwszy raz, kiedy nie zawachał się, gdy zaczynał z nim rozmowę.

Junsu? Nawet tego nie sprawdziłem, przepraszam za błędy. Ostatnio odkryłem, że mam manię stawiania wszędzie przecinków.

czwartek, 29 marca 2018

Od Junsu CD Doriana

Dotarcie do hotelu nastąpiło szybciej niż bym się spodziewał. Zbytnio nie zwracałem uwagi na to, co się działo wokół mnie, ponieważ myśli zajmowały cały mój czas w drodze do miejsca, w którym się zatrzymałem. Jednakże, mimo wszystko, zerkałem na Doriana, odciągając go do tyłu, aby czasem żaden samochód nie zdołał go potrącić. Jemu stanie się krzywda, nie wiadomo jak wielka, w przeciwieństwie do mnie. Takie coś to może być draśnięcie, które szybko zniknie, nie pozostawiając po sobie większych obrażeń. 
Kobieta w recepcji nic nie odpowiedziała na słowa chłopaka, na co automatycznie przewróciłem oczami, nie przejmując się zbytnio jej myślami, ponieważ te Doriana bardziej mąciły mi w głowie. Nie zatrzymałem się, żeby powiedzieć cokolwiek do recepcjonistki. Mogłaby zachować pozory, iż ta praca sprawia jej przyjemność, no ale cóż, nie od każdego można tego wymagać. W takich czasach dane jest nam żyć. Podchodząc do windy, oboje sięgnęliśmy w tym samym czasie do przycisku. Nasze palce na chwile się zetknęły, ale najwyraźniej na tyle, aby przyprawić mojego towarzysza w oblanie jego twarzy soczystym rumieńcem. Miałem ochotę parsknąć śmiechem na to, ponieważ zachowanie chłopaka bardzo przypominało mi czasy, gdy sam byłem w jakimś stopniu podobny do niego, szczególnie w takich chwilach. Pokręciłem słabo głową, delikatnie uśmiechając się pod nosem, czego ten nie zauważył. 
Przebywaliśmy w windzie przez kilka minut, co było dość uciążliwe, zważając na skrzypienie całego sprzętu. Zastanawiało mnie jedno, czy temu nie grozi jakieś zepsucie? Nie potrzeba tego wymienić? A może i naprawić? W końcu małe uszkodzenia również trzeba szybko reperować… a z takim sprzętem należy naprawdę uważać. Moje rozmyślenia odsunąłem na bok, gdy znaleźliśmy się przed pokojem, przez co od razu zacząłem przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia kluczy od drzwi, co po chwili się stało, tym samym przepuściłem swojego gościa jako pierwszego. Ściągnąłem buty, odkładając je na bok, po czym zamknąłem za sobą drzwi, cicho wzdychając. Teraz pozostało tylko zająć się palcami Doriana, które w najlepszym stanie nie były. Nie wiedziałem dlaczego doprowadził je aż do takiego strasznego stopnia, ale postanowiłem o to nie pytać. Wszystko odłożyłem na stoliku obok, samemu zajmując miejsce na kanapie, tuż obok ciemnowłosego. Poprosiłem go o jedną z dłoń, a następnie sięgnąłem po butelkę z wodą utlenioną, otwierając ją. Powoli zacząłem wylewać odrobinę substancji na poranione miejsca, doskonale zdając sobie sprawę z tego, iż było to dość nieprzyjemne uczucie. Nie byłem w stanie na to nic poradzić poza posłaniem spokojnego spojrzenia w jego kierunku. Doskonale wiedziałem, co robię. Niejednokrotnie coś takiego wykonywałem, chociaż bywały o wiele gorsze przypadki. Kiedy skończyłem, wszystkie palce gościa obkleiłem plastrami, by czasami nie kusiło go ponowne rozdrapywanie tych miejsc. 
Patrzyłem na to, co zrobiłem, ale za długo nie nacieszyłem się owym widokiem. Odłożyłem wszystko na stolik, opierając się wygodnie o oparcie kanapy, która nie była tak miękka jak przypuszczałem wcześniej. Cicho wzdychając, sięgnąłem do dłoni Doriana, po raz kolejny dzisiejszego wieczoru splatając nasze palce razem. Uśmiechnąłem się, przyciągając go na tyle blisko, aby spoglądać w jego tęczówki. Przez chwilę zastanawiałem się nad jakąś konkretną odpowiedzią, a dokładniej nad tym – chciałem odmówić, nie chciałem go wykorzystywać, ale po dłuższym zastanowieniu się, taki dłużnik jest w jakimś sensie niezbędny. 
- Nie mam problemów z prawem, nic takiego mnie na razie nie dotknęło. Wolę całkiem coś innego, ale to na kiedy indziej – powiadomiłem, puszczając dłonie towarzysza, przenosząc je na jego policzki. Kciukami pogładziłem ich wierzch, po czym całkowicie zabrałem ręce od chłopaka. Podniosłem się z kanapy i podszedłem do okna, spoglądając na ulicę, po której chodziło kilka osób. Odczuwałem coraz większy głód, a przebywanie w towarzystwie człowieka wcale nie było pomocne. Jednakże, nie chciałem go wykorzystywać w taki sposób, nie teraz. Chociaż dałbym mu dowód na istnienie innych istot niż tylko człowiek, to wiedziałem, że nie był to jeszcze ten czas. Nie wiedziałem nawet, czy kiedykolwiek nastąpi. Wyciągnąłem telefon, wchodząc w notatnik. Jeżeli chciałem mieć pracę, musiałem wysłać to cv, nie było innego wyjścia. – Hej, Dorian. Masz własne mieszkanie w Salem? – spytałem, chowając urządzenie do kieszeni spodni, a następnie odepchnąłem się od parapetu i ponownie wróciłem do kanapy, zajmując poprzednie miejsce. 

Dorian? Wena wróciła, zobaczymy na jak długo.

środa, 21 marca 2018

Od Doriana CD Junsu

Nie chciał mu robić w żaden sposób kłopotu. Znowu. Nie chciał mu w żaden spoób zawadzać swoją osobą, jednak zrobił to. Znowu. Nie mógł jakkolwiek poradzić sobie ze swoim wiecznym złym ocenieniem sytuacji. Chciałby być całkowicie odpowiedzialny i niezależny, jednak zdawało mu się, że zachowaniem dorównuje pięcioletniemu dziecku. Popatrzył na twarz towarzysza, chcąc w pełnym skupieniu odpowiedzieć na jego pytanie. Nie był dobry w odpowiadaniu. Z resztą nie był dobry nawet w zadawaniu pytań. Zdawało mu się, że brunet jest świetny w obu kategoriach. Zadawał szczegółowe pytania i odpowiadał tak wymijająco, że czasami sam zapominał o co tak właściwie pytał. Nie widział sensu w jego jakiejkolwiek wypowiedzi, jeśli składałaby się z krótkiego "tak" lub "nie", więc pokiwał tylko głową na znak, że się zgadza. Znudzona pani na ławce, pognieciona różowa ulotka na szybie jednego z barów, zmarznięte gołębie okrążające monotonnie ten sam budynek. To wszystko mijali idąc w stronę hotelu. Ani Junsu, ani Dorian nie odezwali się słowem. Każdy z nich był pogrążony w swoich myślach. Mężczyzna ze spokojem wpatrywał się w swoje buty i myślał o tym, co stałoby się gdyby nigdy nie pojechał do Salem. Może wszystko wyglądałoby podobnie? A może całkowicie zmieniłby swoje życie? Jego myśli krążyły jednak wokół tego, co stałoby się, gdyby dostał się w ręce policji. Godzinne przesłuchania, które zapewne skończyłyby się stwierdzeniem, że jest chory na umyśle, ponieważ rodziców nigdy nie było, a on żył z wyimaginowanymi postaciami. Zawiódł się na sobie, kiedy wcześniej nie pomyślał o tym, by zapytać mieszkańców jego miasteczka o Mary i Vincenta Wadleigh. Z roztarnieniem szedł przed siebie i gdyby nie szybka reakcja bruneta, wszedłby już kilka razy pod auto. Nie wiedział, jak można jednocześnie o czymś myśleć i zwracać uwagę na jego poczynania. Może po prostu o niczym nie myślał? Szybko odgonił tą myśl. Jakiekolwiek poczynienia związane z Junsu doprowadzały go czasem do szału. Zawsze kończąc tą czynność był conajmniej dwa razy bardziej roztargniony i nie mógł się skupić. Przelatywał wzrokiem po wszystkich otaczających przedmiotach. Byli już na mniejscu. Żaden z nich dalej nie rozpoczynał rozmowy, co było dla niego wielkim zdziwieniem, gdyż chłopak zawsze starał się utrzymywać jakąś konwersację, choćby nikłą. Wchodząc do środka, Dorian powiedział cicho "Dzień dobry" pani siedzącej w recepcji, która zdawała się wcale nie przejmować klientami i popijała w milczeniu kawę. Junsu przewrócił tylko oczami widząc jej zachowanie i wciąż nie zwalniając kroku. Gdy oboje doszli do windy, w tym samym momencie przycisnęli przycisk z napisem piętra. Ich palce ledwo się dotknęły, ale sprawiło to, że twarz młodszego oblała się soczystą czerwienią. W milczeniu weszli do środka, a Dorian spuścił wzrok w dół. Wjazd do góry ciążył się im obu i z ulgą opuścili starą windę. Pomimo tego, że byli już w ciepłym pomieszczeniu, jego palce były wciąż lodowate oraz skostniałe i jedyne o czym pragnął, to ogrzać je w jakikolwiek sposób. Na korytarzu było słychać odgłosy pochodzące z telewizorów i ciszy dźwięk gitary dochodzący z ostatniego pokoju, który znajdował się w lewym kącie. Mężczyzna szybko wyciągnął klucze z kieszeni i otworzył drzwi, które powitały gości szkrzypieniem. Przepuścił młodszego, a sam zaczął zdejmować buty. Oboje weszli wgłąb sypialni, siadając na kanapie. Z powodu swojego roztargnienia zapomniał, po co udali się do hotelu i ze zdziwieniem obserwował bruneta, który położył wodę utlenioną i platry na małym stoliku. Chłopak usiadł obok niego i spokojnie poprosił o jego rękę (to brzmi strasznie dwuznacznie. czuję się, jakby zamierzali się pobrać). Dorian niechętnie podał mu swoją dłoń. Przeszedł go dreszcz, gdy poczuł chłód jego rąk. Jego własne palce wydawały mu się jeszcze bardziej drobne niż zwykle, kontrastując w dużymi dłońmi Koreańczyka. Mężczyzna był skupiony na całkowicie czymś innym, niż powinien i przestraszył się, kiedy jego zadrapanie spotkało się z wodą utlenioną. Junsu obdarzył go tylko spokojnym spojrzeniem i wrócił do swojej czynności. Chłopak przełykał miarowo ślinę, ponieważ czuł się, jakby wręcz wyżerało mu to skórę. Chłopak był najwyraźniej zakwaliwikowany w tej czynności, ponieważ wszystkie ruchy wykonywał płynnie. Po chwili wszystkie palce były pokryte plastrami, a on sam wpatrywał się w swoje dzieło. Dorian czuł się jak pięcioletnie dziecko. Bezradność była chyba najgorszym i najczęstszym uczuciem, jakie odczuwał. Zdał sobie sprawę z tego, że wypadałoby podziękować za wszystko co dla niego robi. Odsunął się ledwie widocznie od Azjaty.
- Chciałbym ci podziękować. Za wszystko. - przełknął nerwowo ślinę. - Jestem twoim wiecznym dłużnikiem. Jeśli czegoś potrzebujesz lub będziesz potrzebował, zobowiązuję się do jakiejkolwiek, choćby najdziwniejszej pomocy. - zaczął bawić się nerwowo plastrem. - Jestem tylko prawnikiem, a w zasadzie nawet nim nie jestem. Nie mogę ci zbyt wiele zaoferować.

Junsu? Wena chyba wróciła. Mam nadzieję, że na stałe.

piątek, 16 marca 2018

Od Junsu CD Doriana

Nie usłyszałem żadnego słowa ze strony Doriana, sam nie zaczynałem kolejnego tematu, nie widząc sensu w prowadzeniu żadnej konwersacji. Cicho westchnąłem, gdy moja kolej zbliżała się szybciej niż bym przypuszczał. Nie była to moja pierwsza rozmowa o pracę. Robiłem to już wcześniej kilkukrotnie. Nie sprawiało mi to problemów, więc wstałem z miejsca, cicho wzdychając. Spojrzałem na Doriana, którego po krótkiej chwili zostawiłem samego, będąc przygotowanym na to, że po wyjściu już tam go nie zastane. 
***
Rozmowa o prace była znacznie dłuższa niż przypuszczałem, a to przez brak CV, na co musiałem wszystko dokładnie opowiadać, musząc pamiętać o każdym z punktów. Cicho odetchnąłem, gdy w końcu skończyłem. Zostałem poproszony jeszcze o przesłanie CV na maila, którego dostałem na kartce. Wychodząc z pomieszczenia, doskonale wyczułem krew Doriana, na co tylko pokręciłem głową, podchodząc do chłopaka. Przez krótką chwilę nad nim stałem, dokładnie obserwując, co ten robi. Z trudem powstrzymałem się przed złapaniem za jego ręce. Dlatego wsunąłem dłonie do kieszeni spodni, przyglądając się młodszemu. Gdy w końcu zorientował się, że wyszedłem z pomieszczenia, wstał z miejsca, ubierając kurtkę i szalik, byśmy mogli opuścić lokal. 
Po wyjściu ani razu nie spojrzałem na ciemnookiego. Spoglądałem w niebo, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób mam to wszystko opisać, co powiedziałem. Nie wiedziałem jak to zrobię, ale chyba wyjścia nie miałem, chyba że nie chciałem tej pracy, no a jednak jej potrzebowałem. 
Moją uwagę przyciągnęło pytanie Doriana, na co zmuszony byłem na niego spojrzeć. Pomimo oczu, których barwa stała się czerwona, chłopak nawet na mnie nie patrzył, więc byłem w pewnym sensie „bezpieczny”, o ile można to tak w ogóle nazwać.
- Najwyraźniej mnie chcą – odpowiedziałem, wzruszając ramionami. Widząc jak ten przenosi na mnie wzrok, cicho westchnąłem, samemu zerkając na jego dłonie, które schował do kieszeni płaszcza. – Wejdziemy jeszcze do apteki, trzeba kupić plastry i wodę utlenioną dla ciebie i nic nie mów, to nie jest dla mnie problem – dodałem. 
Uśmiechnąłem się delikatnie, a następnie rozejrzałem się po okolicy, zaczynając szukać wzrokiem apteki, którą na całe szczęście dość szybko odnalazłem. Gestem głowy wskazałem na miejsce, do którego chciałem się udać, przez co po chwili byliśmy już w drodze do kolejnego budynku. Jednak w połowie drogi musiałem zwolnić, również spowalniając towarzysza. Głód spowodowany brakiem krwi, która była podstawą w moim jadłospisie było dość dużym utrapieniem, w szczególności, że moim towarzyszem był człowiek. W dodatku, jego krew nadal była wyraźnie wyczuwalna przez ranę, którą sam sobie zrobił, co tylko mnie dobijało. Brak pożywiania się przez dłuższy czas było uciążliwe, tego byłem pewny, ale na razie nic nie byłem w stanie zrobić poza zignorowaniem tego. Więc ruszyłem ponownie dalej, tym samym tempem co wcześniej, a już po krótkiej chwili znalazłem się w aptece razem z Dorianem. Na szczęście kolejki nie było, bo poza naszą dwójką i pracownika, nikogo nie było. Podszedłem do kasy, prosząc o plastry i wodę utlenioną. Wyciągnąłem portfel, z którego wyjąłem odpowiednią kwotę, którą musiałem zapłacić, a po tym, schowałem rzecz na miejsce, biorąc zakupione rzeczy do ręki.
Podszedłem do swojego towarzysza, z którym opuściłem lokal. Nie wiedziałem, gdzie moglibyśmy pójść bym mógł założyć plastry na poranione miejsca, ale w końcu stwierdziłem, że nie ma po co już siedzieć gdzieś poza hotelem, gdy temperatura do najcieplejszych nie należy, szczególnie dla ludzi. Dlatego postanowiłem zaproponować to młodszemu.
- Dorian, może wrócimy do hotelu? – zapytałem, przyglądając się chłopakowi, który nic nie odpowiedział. Wyglądał jakby bił się z myślami. Starałem się ich nie czytać, więc zmuszony byłem zająć się czymkolwiek innym. Ciężko westchnąłem, bawiąc się tym, co trzymałem w dłoni. – Jeżeli nie chcesz to się na to nie zgadzaj, ale wolałbym jednak cokolwiek zrobić z tymi zdartymi palcami – powiadomiłem, zerkając na chłopaka. 

Dorian? Też nie mam weny, więc ledwo cokolwiek z siebie wyciskam.

wtorek, 13 marca 2018

Od Doriana CD Junsu

Dla Doriana dotyk był czymś bardzo obcym. Nie przypominał sobie, by był często przytulany lub całowany przez rodziców. Nie przejmowali się nim zbytnio i uważał, że gdyby nie jego własna ambicja, mógłby mieć najgorsze oceny i nie zwróciliby na to jakiejkolwiek uwagi. W momencie, w którym został pociągnięty do pobliskiego budynku, niezbyt zdawał sobie sprawę z tego, że ktoś trzymał jego rękę. Dopiero kiedy wszedł do środka i poczuł jego chłód, zaczął panikować. Wiedział, że nie może go puścić. Mogło to go urazić lub conajmniej zdezorientować. Trzymając go jednak, czuł się, jakby coś zjadało go od środka, jakby wszyscy siedzący tam ludzie wpatrywali się w niego z kpiną. Osobiście nie miał nic do tego, że pewnie większość z nich myślała, że są parą. Po prostu cała ta sytuacja, dotyk i nowi nieznani ludzie wywierali na nim zbyt wielką presję. Oboje usiedli na wolnych krzesłach i czekali w milczeniu na kolej Junsu. Szczerze mówiąc żadne z pytań, na które odpowiedział nie wywarły na niego zbyt wielkiego wrażenia. Owszem, wyglądał jak Koreańczyk. Owszem, wyglądał na 26 lat. Owszem, chyba wszyscy przyjechali tu uciekając przez wspomnieniami z tamtego miejsca zamieszkania, a wydawało mu się, że właśnie tak było w jego przypadku. Co innego miałby tu robić? Chyba nikt normalny nie przyjeżdża do nieznanego miasta bez przygotowania, na dodatek zbytnio nie orientując się, czy jest tam w ogóle potrzebna dodatkowa para rąk. Musiało to brzmieć krytycznie, ale podchodząc do tego w ten sposób, bardziej tępił swoje głupie zachowanie, niż jego. Niezbyt orientował się w sprawie przyjmowania do pracy (autor również nic o tym nie wie, pozdrawiam). Co chwile jedna osoba wchodziła do pomieszczenia, które najwyraźniej musiało być biurem i chwilę później można było słyszeć głośne "zapraszam" dochodzące zza drzwi. Coraz mniej ludzi dzieliło jego towarzysza do wejścia. Nie był on wcale zestresowany, lecz z podeskscytowaniem wpatrywał się w zdjęcia, które wisiały na przeciwległej ścianie. Dorian patrzył przez okno czując na sobie wzrok wszystkich siedzących obok osób. Mimo tego, że dawo temu się puścili, i tak dalej czuł na sobie chłód jego dłoni. Kiedy następna osoba wyszła z biura, dało się słyszeć monotonne "zapraszam". Junsu wstał w krzesła, otrzepał swoje spodnie z niewidzialnego kurzu i westchnął, jakby zdarzyło mu się być na rozmowie o prace już o wiele za dużo razy. Kiedy tylko został sam, poczuł się mniejszy. Zdawało mu się, że wszyscy ludzie czekający na rozmowę szepczą na jego temat. Czuł się obserwowany i wpatrywał się w cokolwiek, byle tylko odwrócić swoją uwagę od zamieszania w jego głowie. Cały jego umysł szeptał, że ten nie jest potrzebny zupełnie nikomu i powinien jest zostawić swojego towarzysza w spokoju. Sam przekonywał siebie samego o swojej racji, o tym, że każdy potrzebuje towarzystwa, nawet kosztem innej osoby. Każda najmniejsza sekunda ciążyła na nim, a atmosfera zdawała mu się być gęsta jak miód. Cierpliwie czekał na Junsu, choć połowa jego umysłu pragnęła po prostu wyjść z budynku i zostawić go na lodzie. Zdawało mu się, że każda osoba siedziała w biurze dwa razy krócej. Nerwowo drapał skórkę kciuka, nie zważając na to, że ta od dawna obficie krwawiła. Dla niego liczyło się tylko to, że wszyscy się w niego wpatrywali, a on musiał się na czymś wyżyć. Gdy jeden z palec zaczął mu nie wystarczać, przeniósł swoje skupienie na kolejnym, którego także pozostawił w zapłakanym stanie. Gdy usłyszał otwierające się drzwi, jego zainteresowanie było skupione wokół ostatniego palca. Z zaangażowaniem dokopywał się do kolejnych warstw nie zważając na to, że łatwo mogło się tam wdać zakażenie. Widząc, że Junsu stoi praktycznie nad nim i wpatruje się w jego poczynania, zaprzestał swojej czynności i wstał z krzesła. Nie wyglądał ani na rozczarowanego, ani na zbytnio przejętego całą tą sytuacją. Szybko założył płaszcz i szalik, by oboje mogli wyjść z budynku. Wszystko wykonywał niedokładnie, chcąc jak najszybciej pozbyć się wzroku wszystkich siedzących tam osób. Westchnął cicho, gdy znaleźli się poza wzrokiem ciekawskich osób. Był tak zaniepokojony całą sytuacją, że zapomniał spytać swojego towarzysza o jego pracę. Popatrzył na niego i z lekką przesadą zaczął akcentować niektóre słowa.
- Jak właściwie ci poszło? Dostałeś pracę, czy zupełnie nie chcieli, byś u nich pracował?

Junsu? Weny nie ma. Poproś ładnie, żeby do mnie przyszła, bo piszę coraz krócej.