Dotarcie do hotelu nastąpiło szybciej niż bym się spodziewał. Zbytnio nie zwracałem uwagi na to, co się działo wokół mnie, ponieważ myśli zajmowały cały mój czas w drodze do miejsca, w którym się zatrzymałem. Jednakże, mimo wszystko, zerkałem na Doriana, odciągając go do tyłu, aby czasem żaden samochód nie zdołał go potrącić. Jemu stanie się krzywda, nie wiadomo jak wielka, w przeciwieństwie do mnie. Takie coś to może być draśnięcie, które szybko zniknie, nie pozostawiając po sobie większych obrażeń.
Kobieta w recepcji nic nie odpowiedziała na słowa chłopaka, na co automatycznie przewróciłem oczami, nie przejmując się zbytnio jej myślami, ponieważ te Doriana bardziej mąciły mi w głowie. Nie zatrzymałem się, żeby powiedzieć cokolwiek do recepcjonistki. Mogłaby zachować pozory, iż ta praca sprawia jej przyjemność, no ale cóż, nie od każdego można tego wymagać. W takich czasach dane jest nam żyć. Podchodząc do windy, oboje sięgnęliśmy w tym samym czasie do przycisku. Nasze palce na chwile się zetknęły, ale najwyraźniej na tyle, aby przyprawić mojego towarzysza w oblanie jego twarzy soczystym rumieńcem. Miałem ochotę parsknąć śmiechem na to, ponieważ zachowanie chłopaka bardzo przypominało mi czasy, gdy sam byłem w jakimś stopniu podobny do niego, szczególnie w takich chwilach. Pokręciłem słabo głową, delikatnie uśmiechając się pod nosem, czego ten nie zauważył.
Przebywaliśmy w windzie przez kilka minut, co było dość uciążliwe, zważając na skrzypienie całego sprzętu. Zastanawiało mnie jedno, czy temu nie grozi jakieś zepsucie? Nie potrzeba tego wymienić? A może i naprawić? W końcu małe uszkodzenia również trzeba szybko reperować… a z takim sprzętem należy naprawdę uważać. Moje rozmyślenia odsunąłem na bok, gdy znaleźliśmy się przed pokojem, przez co od razu zacząłem przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia kluczy od drzwi, co po chwili się stało, tym samym przepuściłem swojego gościa jako pierwszego. Ściągnąłem buty, odkładając je na bok, po czym zamknąłem za sobą drzwi, cicho wzdychając. Teraz pozostało tylko zająć się palcami Doriana, które w najlepszym stanie nie były. Nie wiedziałem dlaczego doprowadził je aż do takiego strasznego stopnia, ale postanowiłem o to nie pytać. Wszystko odłożyłem na stoliku obok, samemu zajmując miejsce na kanapie, tuż obok ciemnowłosego. Poprosiłem go o jedną z dłoń, a następnie sięgnąłem po butelkę z wodą utlenioną, otwierając ją. Powoli zacząłem wylewać odrobinę substancji na poranione miejsca, doskonale zdając sobie sprawę z tego, iż było to dość nieprzyjemne uczucie. Nie byłem w stanie na to nic poradzić poza posłaniem spokojnego spojrzenia w jego kierunku. Doskonale wiedziałem, co robię. Niejednokrotnie coś takiego wykonywałem, chociaż bywały o wiele gorsze przypadki. Kiedy skończyłem, wszystkie palce gościa obkleiłem plastrami, by czasami nie kusiło go ponowne rozdrapywanie tych miejsc.
Patrzyłem na to, co zrobiłem, ale za długo nie nacieszyłem się owym widokiem. Odłożyłem wszystko na stolik, opierając się wygodnie o oparcie kanapy, która nie była tak miękka jak przypuszczałem wcześniej. Cicho wzdychając, sięgnąłem do dłoni Doriana, po raz kolejny dzisiejszego wieczoru splatając nasze palce razem. Uśmiechnąłem się, przyciągając go na tyle blisko, aby spoglądać w jego tęczówki. Przez chwilę zastanawiałem się nad jakąś konkretną odpowiedzią, a dokładniej nad tym – chciałem odmówić, nie chciałem go wykorzystywać, ale po dłuższym zastanowieniu się, taki dłużnik jest w jakimś sensie niezbędny.
- Nie mam problemów z prawem, nic takiego mnie na razie nie dotknęło. Wolę całkiem coś innego, ale to na kiedy indziej – powiadomiłem, puszczając dłonie towarzysza, przenosząc je na jego policzki. Kciukami pogładziłem ich wierzch, po czym całkowicie zabrałem ręce od chłopaka. Podniosłem się z kanapy i podszedłem do okna, spoglądając na ulicę, po której chodziło kilka osób. Odczuwałem coraz większy głód, a przebywanie w towarzystwie człowieka wcale nie było pomocne. Jednakże, nie chciałem go wykorzystywać w taki sposób, nie teraz. Chociaż dałbym mu dowód na istnienie innych istot niż tylko człowiek, to wiedziałem, że nie był to jeszcze ten czas. Nie wiedziałem nawet, czy kiedykolwiek nastąpi. Wyciągnąłem telefon, wchodząc w notatnik. Jeżeli chciałem mieć pracę, musiałem wysłać to cv, nie było innego wyjścia. – Hej, Dorian. Masz własne mieszkanie w Salem? – spytałem, chowając urządzenie do kieszeni spodni, a następnie odepchnąłem się od parapetu i ponownie wróciłem do kanapy, zajmując poprzednie miejsce.
Dorian? Wena wróciła, zobaczymy na jak długo.