Nie chciał mu robić w żaden sposób kłopotu. Znowu. Nie chciał mu w żaden spoób zawadzać swoją osobą, jednak zrobił to. Znowu. Nie mógł jakkolwiek poradzić sobie ze swoim wiecznym złym ocenieniem sytuacji. Chciałby być całkowicie odpowiedzialny i niezależny, jednak zdawało mu się, że zachowaniem dorównuje pięcioletniemu dziecku. Popatrzył na twarz towarzysza, chcąc w pełnym skupieniu odpowiedzieć na jego pytanie. Nie był dobry w odpowiadaniu. Z resztą nie był dobry nawet w zadawaniu pytań. Zdawało mu się, że brunet jest świetny w obu kategoriach. Zadawał szczegółowe pytania i odpowiadał tak wymijająco, że czasami sam zapominał o co tak właściwie pytał. Nie widział sensu w jego jakiejkolwiek wypowiedzi, jeśli składałaby się z krótkiego "tak" lub "nie", więc pokiwał tylko głową na znak, że się zgadza. Znudzona pani na ławce, pognieciona różowa ulotka na szybie jednego z barów, zmarznięte gołębie okrążające monotonnie ten sam budynek. To wszystko mijali idąc w stronę hotelu. Ani Junsu, ani Dorian nie odezwali się słowem. Każdy z nich był pogrążony w swoich myślach. Mężczyzna ze spokojem wpatrywał się w swoje buty i myślał o tym, co stałoby się gdyby nigdy nie pojechał do Salem. Może wszystko wyglądałoby podobnie? A może całkowicie zmieniłby swoje życie? Jego myśli krążyły jednak wokół tego, co stałoby się, gdyby dostał się w ręce policji. Godzinne przesłuchania, które zapewne skończyłyby się stwierdzeniem, że jest chory na umyśle, ponieważ rodziców nigdy nie było, a on żył z wyimaginowanymi postaciami. Zawiódł się na sobie, kiedy wcześniej nie pomyślał o tym, by zapytać mieszkańców jego miasteczka o Mary i Vincenta Wadleigh. Z roztarnieniem szedł przed siebie i gdyby nie szybka reakcja bruneta, wszedłby już kilka razy pod auto. Nie wiedział, jak można jednocześnie o czymś myśleć i zwracać uwagę na jego poczynania. Może po prostu o niczym nie myślał? Szybko odgonił tą myśl. Jakiekolwiek poczynienia związane z Junsu doprowadzały go czasem do szału. Zawsze kończąc tą czynność był conajmniej dwa razy bardziej roztargniony i nie mógł się skupić. Przelatywał wzrokiem po wszystkich otaczających przedmiotach. Byli już na mniejscu. Żaden z nich dalej nie rozpoczynał rozmowy, co było dla niego wielkim zdziwieniem, gdyż chłopak zawsze starał się utrzymywać jakąś konwersację, choćby nikłą. Wchodząc do środka, Dorian powiedział cicho "Dzień dobry" pani siedzącej w recepcji, która zdawała się wcale nie przejmować klientami i popijała w milczeniu kawę. Junsu przewrócił tylko oczami widząc jej zachowanie i wciąż nie zwalniając kroku. Gdy oboje doszli do windy, w tym samym momencie przycisnęli przycisk z napisem piętra. Ich palce ledwo się dotknęły, ale sprawiło to, że twarz młodszego oblała się soczystą czerwienią. W milczeniu weszli do środka, a Dorian spuścił wzrok w dół. Wjazd do góry ciążył się im obu i z ulgą opuścili starą windę. Pomimo tego, że byli już w ciepłym pomieszczeniu, jego palce były wciąż lodowate oraz skostniałe i jedyne o czym pragnął, to ogrzać je w jakikolwiek sposób. Na korytarzu było słychać odgłosy pochodzące z telewizorów i ciszy dźwięk gitary dochodzący z ostatniego pokoju, który znajdował się w lewym kącie. Mężczyzna szybko wyciągnął klucze z kieszeni i otworzył drzwi, które powitały gości szkrzypieniem. Przepuścił młodszego, a sam zaczął zdejmować buty. Oboje weszli wgłąb sypialni, siadając na kanapie. Z powodu swojego roztargnienia zapomniał, po co udali się do hotelu i ze zdziwieniem obserwował bruneta, który położył wodę utlenioną i platry na małym stoliku. Chłopak usiadł obok niego i spokojnie poprosił o jego rękę (to brzmi strasznie dwuznacznie. czuję się, jakby zamierzali się pobrać). Dorian niechętnie podał mu swoją dłoń. Przeszedł go dreszcz, gdy poczuł chłód jego rąk. Jego własne palce wydawały mu się jeszcze bardziej drobne niż zwykle, kontrastując w dużymi dłońmi Koreańczyka. Mężczyzna był skupiony na całkowicie czymś innym, niż powinien i przestraszył się, kiedy jego zadrapanie spotkało się z wodą utlenioną. Junsu obdarzył go tylko spokojnym spojrzeniem i wrócił do swojej czynności. Chłopak przełykał miarowo ślinę, ponieważ czuł się, jakby wręcz wyżerało mu to skórę. Chłopak był najwyraźniej zakwaliwikowany w tej czynności, ponieważ wszystkie ruchy wykonywał płynnie. Po chwili wszystkie palce były pokryte plastrami, a on sam wpatrywał się w swoje dzieło. Dorian czuł się jak pięcioletnie dziecko. Bezradność była chyba najgorszym i najczęstszym uczuciem, jakie odczuwał. Zdał sobie sprawę z tego, że wypadałoby podziękować za wszystko co dla niego robi. Odsunął się ledwie widocznie od Azjaty.
- Chciałbym ci podziękować. Za wszystko. - przełknął nerwowo ślinę. - Jestem twoim wiecznym dłużnikiem. Jeśli czegoś potrzebujesz lub będziesz potrzebował, zobowiązuję się do jakiejkolwiek, choćby najdziwniejszej pomocy. - zaczął bawić się nerwowo plastrem. - Jestem tylko prawnikiem, a w zasadzie nawet nim nie jestem. Nie mogę ci zbyt wiele zaoferować.
Junsu? Wena chyba wróciła. Mam nadzieję, że na stałe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz