poniedziałek, 19 lutego 2018

Od Annabell CD Matthewa

Uśmiechnęłam się widząc znajomego chłopaka. Jeszcze nigdy widok nikogo tak mnie nie uciszył.  Już bałam się, że będę skazana na własne nogi, a wtedy na pewno bym się spóźniła. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. Tak bardzo w moim stylu. W nocy łazić po lesie szukając trupów, a za dnia wszędzie się spóźniać. Podeszłam szybko do samochodu.
-Spadłeś mi z nieba -powiedziałam uśmiechając się do niego i wsiadając obok. -Już się bałam, że się nie wyrobię do pracy.
-No widzisz, los ci sprzyja. Wracałem akurat z roboty -powiedział wyjeżdżając z parkingu. -Stresik przed pierwszym dniem? -Zapytał szczerząc się jak głupi do sera.
-Coś ty jestem oazą spokoju -powiedziałam z sarkazmem wywracając oczami. -Jestem tak zdenerwowana, że rano zamiast podlać kwiaty prawie podlałam kota. Jak mam wytłumaczyć osobą niewiele młodszym ode mnie, że Shekspire był naprawdę genialny.
Chłopak zaśmiał się zerkając na mnie kątem oka.
-A czy ktoś kazał ci wybrać taki zawód? Mogłaś zostać na przykład... sprzątaczką -zażartował zerkając na mnie.
Przygryzłam wargę zastanawiając się czy przyznać się chłopakowi do tego czy jestem. Zasługiwał na prawdę, kryjąc mnie i moje niezbyt dokładne zeznania. Do tego był moim przyjacielem, a ich nie powinno się okłamywać. Z drugiej strony najzwyczajniej w świecie bałam się. Bałam się jego reakcji na taką nowinę, dodatkowo tego, że wyśmieje mnie. W końcu życie istot nadnaturalnych nie jest takie oczywiste dla wszystkich. Jednak coś w jego nocnych słowach nie dawało mi spokoju. Jakby próbował przekazać mi, że zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje lepiej niż myślę.
Zaparkował pod szkołą opierając jedną rękę na kierownicy i odwracając się w moją stronę. Spojrzałam w jego karmelowe tęczówki, w których widniało ogromne zmęczenie, zasłaniane przez wesołe błyski. Podjęłam decyzję.
-Znalazł byś dla mnie moment po południu? -Zapytałam przygryzając wargę. -Jestem ci winna wyjaśnienia, a teraz trochę krótko z czasem. 
-Jasne, zdzwonimy się jak skończysz -powiedział, gdy wysiadałam. 
Posłałam chłopakowi ostatni uśmiech gdy odjeżdżał i odwróciłam się w stronę placówki. Czas na rzeź.
Dzień mijał mi powoli, ale satysfakcjonująco. Po pierwszych dwóch lekcjach minął stres i wpadłam w pewien początkowy rytm. Krótkie przedstawienie się i lecimy z tematem. Była właśnie ósma godzinna lekcyjna, którą miałam z klasą, na końcówce swojej edukacji. Domyślałam się, że spokój panujący w klasie jest raczej spowodowany zmęczeniem niż dobrego zachowania klasy. Mi nieprzespana noc też dawała coraz bardziej w kość. Odwróciłam się po ponownym przejściu całej klasy dyktując notatkę na temat omawianej lektury. Przeniosłam wzrok na tablicę na której zapisałam cytat, ale znajdowało się tam coś zupełnie innego. Zamiast liter na czarnej powierzchni można było dostrzec runy nakreślone kredą, moim charakterem pisma. Zatrzymałam się na środku klasy przyglądając się swojemu "dziełu", jednocześnie przerywając dyktowanie.
-Wszystko w porządku? -Rozległ się czyjś głos, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Tak, oczywiście -powiedziałam odwracając wzrok, kierując go na klasę kończąc notatkę. Zerknęłam ponownie na tablicę, gdzie znowu widniał cytat. -Zostało dziesięć minut do końca, ale was dziś trochę wcześniej. 
Klasa nie czekała długo, abym przypadkiem się nie rozmyśliła. Wyszłam z klasy i udałam się do pobliskiej łazienki. Podeszłam do umywalki i obmyłam szybkim ruchem twarz. Zaczynało kręcić mi się w głowie, a do moich nozdrzy wdarł się metaliczny zapach krwi. Oparłam się plecami o ścianę ciężko oddychając. Próbowałam zapanować nad nadchodzącą mocą , niosącą zapewne kolejną mało optymistyczną wizję świata. Usłyszałam otwierające się drzwi i zobaczyłam zielonooką dziewczynę, z którą właśnie skończyłam lekcje.
-Wszystko z panią dobrze? -Zapytała, o ile dobrze pamiętam, Frey. Pokiwałam w odpowiedzi, jednak, dziewczyna stała dalej mi się przyglądając. -Może jednak po kogoś pój...
Reszty jej słów nie słyszałam zagłuszone przez krzyki słyszane tylko przeze mnie. Zjechałam po ścianie chowając głowę w dłoniach, czując napierające na nią ciśnienie.
Jestem w jakimś magazynie. Dokoła czuć metaliczny zapach świeżej krwi, przeplatany wonią zgnilizny i... Farby? Tak to zdecydowanie farba. Rozglądam się dokoła szukając jakiś wskazówek, gdzie się znajduję i w jakim czasie. W pomieszczeniu panowała niczym niezmącona ciemność. Zrobiłam krok do tyłu i poczułam, że na czymś ustałam. W tym momencie księżyc oświetlił cały magazyn przez dziurę w suficie. Ściany były zapełnione runami, takimi samymi jakie widziałam w klasie. Odwróciłam się chcąc zobaczyć na czym stanęłam. Serce zatrzymało się, a żołądek zawiązał mi się w supeł. Za mną znajdowała się góra... Góra stworzona z około dwadzieścioro osób, a tym czymś na czym stanęłam okazała się dłoń jakiejś kobiety. Nie było jakiegoś określonego wzoru dla tych osób. Młodzi i starzy. Kobiety, mężczyźni i dzieci. Chorzy i zdrowi. Każdy mógł tu leżeć. Odwróciłam wzrok od tego widoku patrząc przed siebie i powstrzymując nadchodzące wymioty. Przede mną stała tyłem jakaś postać. Z tej odległości i w tym oświetleniu ciężko było, kto to jest. Jednak byłam pewna, że go znam. Dałabym sobie rękę uciąć, że go znam. Tylko skąd. Ta sylwetka była tak znajoma... W pewnym momencie postać odwróciła się. W tym momencie moje uszy zaatakował krzyk tysiąca, jak nie miliona głosów. Zatykałam uszy, jednak na nic to się zdawało. Widziałam krew spływającą po rękach postaci, która ruszyła na mnie. Zamknęłam oczy, czując narastający we mnie krzyk.
Ocknęłam się z wizji z krzykiem, powodując stłuczenie wszystkich luster w łazience. Całe szczęście okno wytrzymało. Zachłysnęłam się powietrzem, wpatrując się przed siebie szeroko rozwartymi oczami, w momencie gdy do pomieszczenia wpadła Frey wraz z... Mattem? A co on tu do stu piorunów robi? Podbiegł do mnie, kiedy ja powoli próbowałam podnieść się na nogi. Trzęsłam się jak galaretka, kiedy przygarnął mnie do siebie.
-Ej, już spokojnie. Co jest Anna? -Zapytał głaszcząc mnie po włosach. 
-Nie tu -powiedziałam zerkając na lekko... wystraszoną dziewczynę w drzwiach. Cała łazienka wyglądała jak po przejściu tornada. -Dziękuję za pomoc, Frey. Lepiej zmykaj stąd za nim ktoś cię zobaczy i oskarży o ten burdel.
Wyszliśmy z pomieszczenia na korytarz. Ustałam czekając aż chłopak skończy rozmawiać z dziewczyną. Wyszliśmy ze szkoły, a chłopka praktycznie wsadził mnie do samochodu. Ruszyła z parkingu jadą tylko w sobie znanym kierunku.
-Chyba muszę ci wyjaśnić, czego świadkiem byłeś -zaczęłam po cichu, patrząc na wciąż na moje trzęsące się ręce. -Bo widzisz...
-Jesteś banshee i miałaś właśnie... wizję... atak mocy... jak zwał tak zwał. Nie mylę się? -Powiedział z poważną miną, zerkając na mnie.
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza patrząc na spokojnego chłopaka.
-Skąd wiesz? -Zapytała lekko przestraszona.
Matt?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz