piątek, 9 lutego 2018

Od Frey CD Matthewa

Uśmiechnęłam się zaspana do mężczyzny rozkładającego talerze. Co prawda, obudził mnie zapach dobiegający z kuchni, jednak mogłam stwierdzić, że mimo okropnego bólu głowy spowodowanego wczorajszą imprezą czułam się wyspana i dość wypoczęta. Zaśmiałam się cicho na roztrzepaną fryzurę policjanta i lekko zachrypnętym głosem się przywitałam
-Dzień dobry, Panie Vasco-mruknęłam przysłaniając oczy od promieni słonecznych przebijających się przez okno
Widząc przymrużone oczy z udawanym groźnym uśmiechem Matt`a zaśmiałam się posyłając łobuzierski uśmiech
-Nie zacząłem jeszcze godzin pracy-pogroził palcem- Jeszcze masz prawo mówić do mnie po imieniu
-Oj dobrze, dobrze- zaśmiałam się- Mogłeś mnie obudzić, pomogłabym przy śniadaniu
-Na szczęście sobie poradziłem- posłał mi uśmiech
Zakryłam usta z powodu ziewnięcia i usiadłam przy stole, na którym po chwili pojawił się stos naleśników. Uwielbiałam je jak nic innego, więc niczym dziwnym było ukazanie się w moich oczach iskierek szczęścia. Nałożyłam sobie przysmak i chwyciłam za dżem stojący obok talerza. Miałam lekki problem z odkręceniem słoika, ale na szczęście z pomocą ruszył mi Matt, unosząc w rozbawieniu kąciki ust. Wystawiając czubek języka posmarowałam naleśnika, po chwili krojąc go na kawałki
-Nie wiedziałam, że mężczyźni mogą tak dobrze gotować- powiedziałam z pełną buzią
Policjant przyjął komplement krótkim śmiechem. Byłam mu wdzięczna za nocleg i wykarmienie, jednak nie chciałam mu dalej przeszkadzać. Posprzątałam po śniadaniu i przebrałam się w swoje ubrania. Koszulkę chłopaka zabrałam ze sobą obiecując, że po upraniu jej pojawię się na komisariacie, aby ją oddać. Spakowałam wszystkie rzeczy i żegnając się z brunetem wyszłam na zimne powietrze. Zadzwoniłam po taksówkę i po piętnastu minutach znalazłam się pod swoim domem. Zapłaciłam taksówkarzowi i ruszyłam do budynku. Drzwi były zamknięte, a ja nie mogłam się dostać do środka. Zapomniałam, że nie mam ze sobą kluczy, a staruszka albo śpi, albo gdzieś wyszła. Koleżanki pewnie same nie wiedziały gdzie są, budząc się w obcych łóżkach, a mi nie zostawało nic innego jak nie udać się w kierunku lasu. Las w Salem znałam praktycznie jak własną kieszeń. Bawiłam się tu za dzieciaka i rozwijałam magiczną część siebie. Kierując się ledwo widoczną ścieżką dotarłam do niedużego drewnainego domku. Drewno spróchniałe od wilgoci skrzypiało pod każdym krokiem. Stare drzwi zatrzeszczały, a do moim nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach. Jednak przy kominku nadal wyczekiwały na użytek kilka kawałków drewna. Rozpaliłam ogień, który powoli zaczął ogrzewać budynek. Przyjrzałam się podłodze i widząc krzywą listwę, mocno ją pociągnęłam. Powoli wyciągnęłam z ukrytej szczeliny kilka książek, za których posiadanie łowcy mogli szybko znaleźć pretekst, aby się pozbyć ''wybryków natury''. Usiadłam na starym fotelu i przekładając skórzaną, grubą okładkę pogrążyłam się w lekturze

Matt?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz