Przyglądałam się facetowi z lekkim rozbawieniem i nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. W końcu upiłam ostatniego łyka z filiżanki i wyprostowałam się unosząc dumnie głowę.
- Moim zdaniem, moje imię i nazwisko jest wystarczająco magiczne. Nawet nie wiesz jak wiele czarownic i czarowników przed moimi rodzicami posiadało to nazwisko - odparłam lekko mrużąc oczy.
- A to ciekawe - stwierdził - W takim razie jak liczna jest i była twoja rodzina? Od kiedy Maximoff są sabatem czarownic?
- Od zawsze - wzruszyłam ramionami, a gdy Ezra uniósł brwi w oczekiwaniu, aż rozwinę temat dodałam - Nie oczekuj, że opowiem ci o tym coś więcej. Te informacje są ściśle tajne, zresztą nigdy nie uważałam na lekcjach historii mojego ojca.
- Twój ojciec jest nauczycielem? - zapytał zaciekawiony.
- Wydaje mi się, że teraz moja kolej - przerwałam mu i odwróciłam wzrok na kelnerkę, która przerwała naszą rozmowę
Położyła na stoliku rachunek i odeszła z wymalowanym sztucznym uśmieszkiem na twarzy. Spojrzałam z zakłopotaniem na mężczyznę przypominając sobie, że wszystkie moje pieniądze są w biurku w mojej pracowni. Ezra zauważył moje zakłopotanie gdyż uniósł lekko brwi.
- Przecież spłacam swój dług za obraz - przypomniał wykładając pieniądze na blat.
Wzruszyłam ramionami nadal nieco zniesmaczona i podniosłam się z siedzenia. Zabrałam z krzesła swoje rzeczy i ruszyłam za blondynem, który ruszył w stronę wyjścia z kawiarni. Zdążyłam założyć płaszcz zanim chłód ponownie owinął się wokół mnie. Otuliłam się własnymi rękami i zerknęłam kontem oka na wampira tego samego wzrostu co ja. Widocznie siłował się z własnymi myślami, lecz w końcu się ocknął.
- Dokończymy naszą grę gdzie indziej? - zaproponował z lekkim uśmiechem.
- Wszędzie, aby nie tutaj - zaszczękałam zębami i ruszyłam w drogę powrotną do mojej pracowni.
Szybko szurałam nogami po oblodzonym chodniku uważając aby znów się nie wywalić. Mamrotałam coś pod nosem, a gdy nie otrzymywałam odpowiedzi od Ezry przytrzymałam się i spojrzałam za siebie. Blondyn nie ruszył się z miejsca, za to przyglądał się moim czynom. Cicho westchnęłam i wróciłam do niego unosząc głowę aby na niego spojrzeć.
- Coś nie tak? - dopytałam.
- U ciebie już byliśmy, więc teraz zapraszam do siebie - oznajmił wysuwając łokieć w moją stronę.
Niechętnie się do niego przysunęłam i objęłam rękami jego ramię. Czułam się strasznie nie komfortowo, ale gdy poczułam ciepło bijące od faceta automatycznie się do niego przysunęłam. Szliśmy tak chwilę w ciszy, aż przypomniałam sobie o naszej ambitnej zabawie.
- Jak smakuje krew? - zapytała ciekawa i przyznam, że to pytanie męczyło mnie od dłuższego czasu.
Brotzman z początku dziwnie na mnie spojrzał, ale po chwili pokiwał lekko głową i udzielił odpowiedzi:
- Prawie jak dżem truskawkowy - przyznał ze śmiechem.
- Miały być szczere odpowiedzi! - upomniałam go parskając.
- Dobra, dobra - uśmiechnął się i prowadził mnie dalej - Nie da się opisać tego smaku. Jest nieco metaliczny, ale i bardzo przyjemny.
- Nazwałabym się psychopatą, ale sama lepsza nie jestem - przyznałam odsuwając się od Ezry gdy zatrzymaliśmy się pod wysokim budynkiem.
Nie wyglądał na bardzo zadbany tak, jak mój dom, ale nawet mnie to ucieszyło. Nienawidziłam przebywać we własnym domu gdzie roiło się od kosztowności. Strach jest czegokolwiek dotykać w obawie, że się to zniszczy. Gdy facet otworzył drzwi weszłam powoli do środka kierując się schodami w górę będąc ciekawa, na którym piętrze znajduje się mieszkanie Ezry.
Ezra?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz