piątek, 2 lutego 2018

Od Doriana CD Junsu

Gdy Dorian wyszedł z baru zdał sobie sprawę, jaką głupotę zdarzyło mu się właśnie zrobić. Obejmowanie obcych osób po wylaniu na nich alkoholu? Brzmi jak początek nieśmiesznej komedii romantycznej, w której jego rolą była gra nieśmiałego i wręcz okropnie irytującego partnera. Nie miał ochoty nigdzie iść. Nie miał nawet najmniejszej ochoty wracać do swojego miejsca zamieszkania. Zdawało mu się, że każda, nawet najmniejsza istota ludzka zdaje się z niego śmiać. Pewnie popadał powoli w jakąś paranoję lub schizofremię, lecz Dorian nie miał żadnego pojęcia o chorobach psychicznych. Może dlatego nie dostał się na wymarzone studia. Stał przed budynkiem i nie miał pojęcia, gdzie właściwie miałby się teraz udać. Jedynym miejscem, jakie nasuwało się chłopakowi do głowy to jeden z tutejszych moteli, który oferował nocleg w bardzo przyzwoitych cenach, jednak nie rozumiał, czemu miałby spać w motelu, kiedy posiadał już swoje teraźniejsze miejsce zamieszkania. Bał się jednak konfrontacji z zamieszkującą tam kobietą, gdyż na pewno zbeształaby go solidnie za jego stan. Chłopak nie dziwił się zbytnio rudowłosej pani domu. Jego błękitna lniana koszula przykleiła mu się do torsu z powodu duchoty, jaka panowała w sali, a przydługawe końcówki włosów wpadały mu do oczu. Powieki miał półprzymnięte i wpatrywał się smętnie na niebo, które wyglądało tego wieczoru zjawiskowo. Całkiem możliwe, że za każdym razem było takie same, ale tej nocy był dopiero na tyle trzeźwy, by zwócić na to uwagę. Na myśl o alkoholu żołądek związał się w ciasną pentlę, jakby nie chciał już nigdy przyjmować tej substancji. Ze wzruszeniem wpatrywał się w gwiazdy i rozpoznając niektóre konstelacje. Kiedy był mały, zawsze marzył, by polecieć gdzieś daleko, lecz nie wiedział, że nigdy nie będzie miał takiej możliwości. Dzieciństwo zdawało się być takie ulotne i odległe. Westchnął cicho i ruszył w nienznanym mu kierunku. Nie ogłądał się za siebie, nie patrzył zbytnio, gdzie idzie. Nie znał miasta, jak własnej kieszeni, ale nie było zbyt dużej szansy, by chłopak się zgubił. Nie był zbyt zdziwiony, gdy trafił na pobliską stację benzynową. Była ona dość dobrze wyposarzona, więc stwierdził, że weźmie prysznic w łazience, jaka była dostępna dla wszystkich. Wkroczył do środka i starając się nie zachaczyć o żaden produkt dostępny w sklepie, podążył w stronę drzwi. Pulchna brunetka wpatrywała się w niego z obojętym wyrazem twarzy i rzuciła szybkie "Tylko proszę się streszczać", jakby Dorian zamierzał urządzać tajną imprezę w miejskiej toalecie. Popchnął czubkiem buta drzwi i wszedł do jednej z kabin prysznicowych. Była obszerna i na jego szczęście pachniała środkami czystości. Szybkimi ruchami, jakby mechanicznie zdjął z siebie wszystkie ubrania. Zadrżał lekko, kiedy ku jego zaskoczeniu z prysznica poleciała zimna woda. Zawsze myślał, że w takich miejscach otrzyma przynajmniej ciepłą wodę, ale mylił się. Temperatura sprawiła, że ciało Doriana wcale nie rozluźniło się i odprężyło, lecz był teraz jeszcze bardziej ponury i wyraźnie zaskoczony całym obrotem zdarzeń. Niewiele myśląc, naciągnął na siebie wszystkie rzeczy i wyszedł z lokalu. Czuł się gorzej i na dodatek było mu zimno. Przeklinał się w myślach za to, że nie wziął ze sobą żadnej kurtki. Swoje kroki skierował ku pobliskiemu parku. Nie wiedzieć dlaczego zawsze, kiedy nie miał gdzie iść, szedł ku tym starym drzewom i rozmyślał. Z włosów kapała mu wciąż woda i zastanawiał się, czy gdyby został dość długo na mróźnym dworze umarłby, a jego włosy pokryłyby się szronem. Podobno hipotermia nie była zbyt ciekawym sposobem na śmierć, ale chłopaka wyraźnie intrygowały jego lekkie loki pokryte szronem i blada twarz w wyobraźni. Zapewne bardziej przypominałby trupa z lodówki, niż króla śniegu, ale dalej nie zdawał sobie z tego sprawy. Usiadł na pobliskiej ławce i wpatrywał się w śnieg, który lśnił w świetle pobliskiej lampy. Nie wiedział na co czeka. Coraz częściej zdarzały mu się sytuacje, w których nie pamiętał czym w sumie się kierował. Nagle usłyszał trzask śniegu i kroki, które były kierowane w jego stronę. Spojrzał w kierunku hałasu i spostrzegł tego samego mężczyznę, którego objął w barze. Na samą myśl o tym zawstydzającym wydarzeniu, twarz Doriana ozdobiła purpura. Miał nadzieję, że nie będzie go pamiętać. Wstał i popatrzył w jego stronę, garbiąc się lekko. Nie wiedział, czy chłopak w ogóle będzie chciał z nim rozmawiać po tak okropnym zwrocie sytuacji. Gdy mężczyzna był wystarczająco blisko, by go usłyszeć, chłopak zdecydował, że jako pierwszy odezwie się do Azjaty. Nie miał na to najmniejszej ochoty i bał się tak bliskiej konfrontacji, jednak w jakiś sposób chciał bliżej poznać bruneta. Otworzył usta i wypuścił z ust obłok pary, gdy ten popatrzył na niego zdziwiony, jakby był ostatnią osobą, jaką spodziewałby się tu zobaczyć. Wbił wzrok w swoje buty.
- Czy mógłbym panu jakoś pomóc? - zapytał i jedyne co narazie otrzymał to głucha cisza i pohukiwanie sowy.

Junsu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz