środa, 7 lutego 2018

Od Doriana CD Junsu

Dorian nie myślał trzeźwo obejmując nieznajomego, pytając go i chcąc mu pomóc. Gdyby nie był pijany, napewno zarumieniłby się tylko i uciekł ze wstydu nie okazując emocji, a potem wróciłby znów do baru i upiłby się jeszcze bardziej, by zaropić swoje smutki w alkoholu. Jednak chłopak nie był trzeźwy. Był zrozpaczony, pijany i szukający jakiegokolwiek źródła pomocy, jaką mógłby mu oddać ktokolwiek. Jednak wszyscy ludzie, jakich napotkiwał na swojej drodze, okazywali się być egoistami, którzy strzegli źródła swojego szczęścia, nie chcąc się nim podzielić z kimkolwiek. Teraz, kiedy nawet wcześniej spotkany Azjata uważał go za jedynie szybką pomoc w znalezieniu drogi do baru, chłopak zdał sobie sprawę, jak bardzo niepotrzebnym człowiekiem musi być. Nie chciał go odprowadzać. Nie chciał znów przeżywać rozczarowania, kiedy chłopak zwyczajnie mu podziękuje i będzie musiał odejść. Nie chciał znów zostawać sam ze swoimi wszystkimi lękami. Był zmęczony wszystkimi przytłaczającymi emocjami, jakie przyżywał. Czuł na sobie wzrok mężczyzny. Wiedział, że patrzy na niego oczekująco i zastanawia się, czemu musiał trafić akurat na niego. Nikt raczej nie cieszy się z zziębniętego i pijanego przewodnika. Dorian nie chciał patrzeć w jego stronę. Wiedział, że jedyne co zobaczy, to rozczarowanie nieporadnością mężczyzny. Czuł, że z minuty na minutę coraz bardziej zamienia się w kostkę lodu, ponieważ zwiewna, lniana koszula nie ogrzewała w żaden sposób jego ciała. Nie chciał wypaść jeszcze słabiej w oczach bruneta, więc powstrzymywał szczękanie zębów, choć było to nadzwyczaj trudne. Nie miał zamiaru wracać do baru. Stwierdził, że spróbuje namówić go, by ten wrócił do hotelu. Wiedział, że jest niezbyt przekonujący.
- Nie chciałbyś wrócić do hotelu? Jest już późno. - powiedział.
W parku znów nastała martwa cisza. Z nosa Doriana wydostawały się obłoczki pary, a on sam nie był pewnien, ile czasu zajęło odpowiedzenie chłopakowi.
- Jeśli sądzisz, że tak będzie lepiej. - westchnął. - Zatem prowadź. - dodał szybko, kiedy zobaczył zakłopotanie w jego oczach.
Brunet ruszył od razu, jakby mechanicznie. Była to jedyna rzecz jaką potrafił robić. Wykonywać polecenia. Chyba, że sam próbował coś sobie rozkazać lub wytłumaczyć. Wtedy kończyło się to poważną klęską. Nawet nie patrzył za siebie, by sprawdzić, czy na pewno za nim idzie. Nie zastanawiał się, czy zmierza w dobrym kierunku. Nogi same kierowały go do celu. Wyłączył myślenie i patrzył się tępo przed siebie. Wyglądał, jakby wymienienie dwóch zdań z kimkolwiek wyprało go z jakichkolwiek emocji. Nie zamierzał analizować, jak spędzi jutrzejszy dzień, ile alkoholu wypije jutro. Liczyło się dla niego tylko dojście do hotelu. Z jednej strony zabójczo pragnął poznać Azjatę, a z drugiej jedyne o czym marzył, to uciec w najdalsze zakamarki tego miasta i zapomnieć o oczach, które sprawiały, że chciał, by to on został jego powiernikiem sekretów. Przed oczami co chwilę pojawiały mu się mroczki, które przepędzał szybkim mrugnięciem i zacięcie twierdził, że nic mu się nie dzieje i jest to sprawa niskiego ciśnienia. Przeciskał się przez wąskie uliczki i ślizgał na śliskiej drodze. Wiele razy nieznajomy musiał go potrzymywać, kiedy ten potykał się choćby o próg, co wprowadzało Doriana w niepokój, ponieważ okropnie bał się jego dotyku, jakby myślał, że ten wyrządzi mu jakąkolwiek krzywdę. Brunetowi coraz częściej miłość myliła się z nienawiścią, a strach z jego brakiem. Czasem ktoś, kogo znasz całe życie przestaje być kimś znanym i staje się nieznajomym w cudowny, przedziwny sposób. To właśnie czuł, gdy patrzył lub myślał o nim. Był mu zupełnie nieznany, ale podobało mu się to bardzo. Po kilkunastu minutach doszli na miejsce. Zatrzymał się i w milczeniu patrzył na mury hotelu. Wygląda na to, że chłopak był już wcześniej tutaj, ponieważ kiedy tylko przekroczyli próg budynku, wyciągnął klucze z kieszeni i podszedł do windy i wcisnął przycisk z drugim piętrem. Dorian wpatrywał się w niego w osłupieniu. Właśnie teraz nastała pora, by ten odszedł i zapomniał o chłopaku, zatapiając wszystko, co było z nim związane w alkoholu, jednak nie umiał się do tego zmusić. Azjata popatrzył na niego pośpiesznie.
- Nie idziesz? - zapytał.
Brunet był conajmniej w szoku. Chłopak wyraźnie oczekiwał, że on pojedzie z nim windą, do jego pokoju. Nie mógł przecież tego zrobić. Oczywiście, że był już cały przemarznięty i wykończony, ale jeszcze nigdy nie słyszał o tym, by ktoś zapraszał obcego do swojego lokum w hotelu.
- Ja? - szepnął cicho, ale tak, by był słyszalny.
Mężczyzna przewrócił oczami, wyraźnie zirytowany tym, że musi nadużywać swojej dobroci. 
- Wyglądasz okropnie. - rzucił. - Możesz spać na sofie, jeśli ci to nie przeszkadza.
Nie spodziewał się, że pozwoli mu siebie odprowadzić, nie mówiąc już o propozycji noclegu. Jednak zmęczenie wygrało z jego wachaniem i zgodził się na jego dobroduszną decyzję. Drogę od holu do pokoju przebyli w milczeniu. Dorian opierał się o ścianę idąc w kierunku numeru 194, który wyczytał z jego kluczy. Ledwo trzymał się na nogach. Słysząc szczęk otwierającego się zamka, zdał sobie sprawę, jak bardzo musiał być w tyle. Ostatkami sił przyśpieszył i wszedł do pokoju. Nie różnił się on zbytnio od tych, w których bywał. Nie dbał on zbytnio o to, jak źle teraz wygląda i jak źle musiał wypaść przy Azjacie. Ściagnął buty w przedpokoju i ruszył w stronę sofy. Położył się na jej przegu i zwinął się w kłębek. Wyglądał, jakby chciał zniknąć w tym jakże obszernym meblu. Nie pamiętał ile czasu zajęło mu zaśnięcie. Nie pamiętał łez, które spływały mu po policzkach. Nie pamiętał, jak bardzo zimno było mu, kiedy zasypiał. Jedyne co czuł, to wzrok mężczyzny, który spoczywał na nim, od chwili, w której przekroczył próg pokoju.

Junsu? Proszę cię, rusz tą fabułą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz