Nigdy nie sądził, że dwa lata spędzone w Salem miną jak z bicza strzelił. Nim zdążył porządnie zacząć poszukiwania oraz zadomowić i nacieszyć pracą jako fotograf doszedł do wniosku, że od śmierci jego ukochanej żony minęło niemal 5 lat. A on nadal tkwił w martwym punkcie nie wiedząc nawet od czego zacząć. Prawda była taka, że zabójca jego miłości może być gdziekolwiek. Równie dobrze mógł dawno nie żyć, wampiry są zbyt aroganckie i pewne siebie co doświadczeni łowcy wykorzystywali przeciwko im. A jednak wilkołak trawiony żądzą zemsty i nienawiścią do tego gatunku musiał przekonać się na własne oczy, że morderca poniósł konsekwencję i jedyne co jego ciało będzie zdolne robić to poddać się powolnemu rozkładowi.
Jednak Alucer nie wiedział jak sprawić, by jakkolwiek wyciągnąć informacje, ani od kogo. Siedział w salonie fotograficznym przerabiając zdjęcia z ostatniego wesela, na które go wynajęli i pozwolił swoim myślom błądzić po tym temacie. Miał nadzieję, że w ten sposób złączy jakieś fakty, znajdzie coś co mu umknęło i na nowo zacznie poszukiwania stawiając powolne kroki w kierunku zemsty. Nagle poczuł jak w jego sercu rodzi się smutek, wbijając się głęboko niczym kołek. Z psychicznego bólu aż się skulił, stęknął głośno, na co jego szef zareagował lekkim zmarszczeniem brwi.
- Wszystko w porządku, Al? - usłyszał pytanie i uniósł ciemne spojrzenie na starego mężczyznę. Skinął głową, odetchnął i wrócił do pracy. Szef nie zadawał więcej pytań. Był złotym człowiekiem, mężczyzna o wielkim sercu, lecz potrafił swą altruistyczną postawę schować w kieszeń i nie zagabywać na siłę. Alucer bardzo go za to szanował. W trakcie obróbki zdjęć przyszło kilkanaście klientów po odbiór pojedynczych zdjęć lub po zrobienie zdjęć do dokumentów, głównie paszportowych. Obsługiwali ich na zmianę. W momencie, gdy Al oświadczył, że goni go czas odbioru płytki i druków szef pozwolił mu na pozostanie przed komputerem samemu zajmując się przybyłymi ludźmi. W końcu do salonu weszła para młoda. Wysoki, postawny mężczyzna, prawdopodobnie wojskowy oraz drobna kobieta o blond włosach i niebieskich oczach. Sięgała mężowi do piersi, lecz tworzyli razem uroczą parę. Al wstał w ręce trzymając płytkę CD oraz sporą kopertę, w której tkwił plik zdjęć.
- Witam was. - odrzekł z dystansem, uścisnął rękę mężczyźnie, a do kobiety skinął lekko głową. - Oto wasze zdjęcia, myślę, że wyszły bardzo dobre.
- Dziękujemy. - odparła kobieta, nim jej mąż cokolwiek odpowiedział i wcisnęła w dłonie Alucera paczuszkę. - To dla Ciebie, w podziękowaniu.
- Nie ma takiej potrzeby, zaręczam. - chciał oddać pakunek, lecz kobieta chwyciła męża za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
- Jeszcze raz dziękujemy i wszystkiego dobrego! - usłyszał jedynie nim przekroczyli próg i drzwi się za nimi zamknęły.
Al pokręcił głową, usiadł na miejscu i rozpakował paczkę. W środku było mnóstwo upieczonych, domowych ciasteczek z orzechami. Pokręcił głową, wyciągnął plastikowy talerz z jednej z szafek i wysypał tam zawartość. Postawił go na stole w holu salonu, by goście mogli się nimi częstować. Sam nie mógł się jednak oprzeć i skubnął jedno. Było przepyszne, chrupkie i słodkie. Potem skarcił się za słabość, bo dupa jednak sama z siebie nie maleje.
Ostatecznie wybiła godzina mocno popołudniowa i wypadało zamknąć w końcu salon. Tym razem robił to szef Ala pozwalając mu iść do domu. Spakował swój sprzęt do podręcznej, skórzanej torby i wyszedł na mroźne powietrze. Jemu niezbyt to przeszkadzało, w końcu temperatura jego ciała znacznie wykraczała poza standardową, ludzką z czego nigdy nie było mu zimno. Jednak z przyzwyczajenia zapiął kurtkę do końca i zarzucił szalik na szyję nie zawiązując go jednak, miał służyć w tym momencie jako zwykła ozdoba. Ruszył żwawym krokiem w stronę kamienicy, gdzie wynajmował mieszkanie. Na szczęście nie miał daleko. Otrzepał z butów śnieg, gdy wszedł na klatkę schodową, a potem skierował się po schodach na drugie piętro. Przez drzwi słyszał wycie swojego psa, który nie mógł się doczekać powrotu właściciela.
- No już, przyjacielu, spokojnie.. - rzekł Al wchodząc przez drzwi, gdy przekręcił zamek. Dingo rzucił się na niego merdając ogonem, widocznie się stęsknił. W końcu zostawił Alucera i wycofał się na swoje posłanie, gdzie zaczął gryźć maskotkę. Mężczyzna w tym momencie zrobił obiad dla siebie, do miski Sydney'a wsypał karmę, a potem zrobił kawę i usiadł przy stole. Zawołał psa, by z nim zjadł. To był ich rytuał odkąd zamieszkali razem. Do wieczora zajmował się szukaniem informacji o atakach wampirów, lecz żaden z artykułów nie wskazywał na bezpośredni ich atak. Kręcił tylko głową załamany. Ostatecznie oczy na tyle mocno go rozbolały, że postanowił zakończyć szukanie na dzisiaj. Zdjął okulary z nosa, przetarł powieki i wstał od biurka. Zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę dziewiątą wieczorem.
- Sydney, idziemy. - powiedział do psa zakładając płaszcz i zimowe buty. Pies zdążył stanąć pod drzwiami w pysku trzymając smycz.
Wyszli razem i skierowali swoje kroki w stronę parku. Tam dingo został spuszczony ze smyczy, by mógł się załatwić i przy okazji wybiegać, musiał spożytkować w jakiś sposób energię. Alucer w tym czasie palił już kolejnego papierosa. Pomiędzy drzewami dostrzegł szyld baru i przez chwilę pomyślał, że mógłby tam wstąpić na drinka lub dwa. Rozmyślenia przerwał mu kobiecy krzyk, a następnie wycie jego psa. Napiął mięśnie, zlokalizował źródło dźwięku i wyrzucając papierosa w śnieg puścił się biegiem w tamtym kierunku. Z łatwością mógł wyczuć smród wampira, nawet z kilku kilometrów. Nie sądził, że atak może się zdarzyć niemal pod jego nosem. Dostrzegł jak mężczyzna pochyla się nad przerażoną kobietą, która leżała w śniegu całkowicie sparaliżowana. Z jego gardła wydarł się gromki warkot, a atakujący uniósł wzrok i z sykiem odsunął się od ofiary, a potem rozpłynął się w mroku. Chciał za nim pognać, lecz dostrzegł, że niedoszła kolacja wampira zemdlała i nie mógł jej tak zostawić. Dingo zapiszczał obok niego nie wiedząc co robi.
- Wracamy do domu Sydney. - nakazał i pochylił się nad niewiastą. Uniósł ją z ziemi i skierował się do swojego domu.
Poszukiwana ktosia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz