poniedziałek, 8 stycznia 2018
Od Vanity CD Ezry
Wpatrywałam się lekko spięta w chłopaka, który powoli poruszał się po pokoju oglądając moje obrazy. Nie trudno było się domyślić, że w myślach oceniał prace. Monolog jaki przeprowadzał ukazywał jego nieco toksyczny charakter. Na wszelki wypadek postanowiłam pobawić się jeszcze przez chwilę swoją magią.
- Jestem tutaj po obraz - dodał w końcu przez co napięcie zniknęło.
Odetchnęłam powoli nie dając po sobie poznać, że wstrzymywałam oddech. Moja magia przygasła, a gdy zacisnęłam dłoń w pięść, zniknęła zupełnie. Zsunęłam się z biurka odkładając papiery na blat.
- Lepiej będzie jak mi go przyniesiesz - pokiwałam głową spokojnie odpowiadając - I jeżeli mam określony czas to lepiej żebyś przyniósł go teraz - stwierdziłam widząc, że mężczyzna ani drgnął.
- Zaraz wracam - odpowiedział z chytrym uśmiechem i skierował się do drzwi - Tylko się za mną nie stęsknij - dodał zanim wyszedł.
Prychnęłam przewracając oczami i obeszłam biurko aby tym razem usiąść przy nim, na krześle. Przysunęłam do siebie kartki, na których planowałam zapisać nazwisko nowego klienta. Zacięłam się gdy uświadomiłam sobie, że nie wiem jak nazywa się mój wcześniejszy gość. Postawiłam poziomą kreskę w miejscu gdzie powinnam napisać nazwisko i odłożyłam tą czynność na inną okazję. Wstałam z krzesła i podeszłam do sztalugi aby przygotować sobie pędzle i farby. Przyniosłam kilka płócien o różnych wielkościach gdyż na razie nie wiedziałam jakie wymiary ma obraz, który muszę przerysować. Rozejrzałam się po pracowni w poszukiwaniu Friggi, a gdy nie mogłam jej dostrzec cicho zagwizdałam. Usłyszałam ciche szmery i zauważyłam, że jedna z czerwonych firan niespokojnie się porusza. Podeszłam do okna odsuwając zasłonę, zza której wyleciała orlica niespokojnie latając po pomieszczeniu. Wystrzeliłam czerwoną niby wstęgą aby złapać ptaka i przyciągnąć do siebie. Udało mi się ją złapać i uspokoić lekko gładząc jej złociste pióra.
- Już dobrze - szepnęłam - Już sobie poszedł.
Zapomniałam dodać, że wróci. Gdy dzwonek ponownie zabrzęczał pierzasta wyrwała się z moich objęć i wyleciała przez otwarte drzwi, w których stał blondyn z porwanym obrazem pod pachą. Machnęłam głową zapraszając go do środka informując tym samym aby nie zwracał uwagi na ptaka. Wykrzywił dziwnie brwi i wszedł do pracowni. Wymijając mnie odłożył obraz na moje biurko i nieco się odsunął abym mogła go zobaczyć. Podsunęłam się do rozerwanego płótna odkrywając zerwany materiał tak aby zobaczyć obraz w pełni. Lekko uniosłam brwi gdy zorientowałam się, że to jeden ze szkockich pejzaży. To właśnie tymi obrazami inspirowałam się gdy dopiero zaczynałam zabawę z pędzlem. Facet wychylił się aby spojrzeć na mój wyraz twarzy.
- Co, za dużo wymagam? - zapytał jakby usatysfakcjonowany.
- Wręcz przeciwnie - odwzajemniłam mu ten szelmowski uśmieszek i podniosłam obraz aby umieścić go na sztaludze obok tej, na której będę malowała.
Dobrałam odpowiednie płótno, zmieszałam odpowiednie farby ze sobą i ujęłam pędzel w dłoń. Podwinęłam rękawy kurtki i wycelowałam pędzlem w biel płótna, lecz zastygłam w bezruchu gdy poczułam na sobie wzrok. Odruchowo napięłam mięśnie i mocniej złapałam przyrząd w ręku. Zerknęłam przez ramię na wampira, który zasiadł na biurku niczym przedtem ja sama. Gdy nie reagował na moje znaki odchrząknęłam głośno.
- Nie żebym cię wyganiała, ale lepiej tworzy mi się w samotności - oznajmiłam układając ręce na biodrach.
- Proszę wybaczyć - uniósł ręce w górę w akcie obronnym - Wrócę jutro.
- Co proszę?! - zdziwiłam się marszcząc brwi, ale gdy znów na mnie spojrzał machnęłam ręką - To znaczy dobra. Okej, będzie gotowe na jutro.
Uniósł jedną brew i kontynuował drogę do wyjścia. Zanim usłyszałam dzwonek nieznajomy zdążył coś dodać.
- W miejscu tamtej kreski możesz wpisać: Ezra Brotzman - odparł po czym wyszedł.
Westchnęłam i za pomocą telekinezy uniosłam długopis, którym wypisałam na kartce nazwisko wampira. Odłożyłam pisadło intensywnie wgapiając się w porwany obraz. No to mamy czas do jutra.
Lekko uniosłam powieki, a gdy przed sobą dostrzegłam prawie skończony obraz ocknęłam się spadając z wysokiego krzesła, które sobie wczoraj przysunęłam. Zasnęłam, obraz nie był skończony, a według zegarka Brotzman miał tu być za dwie godziny. Przeczesałam nieco potargane włosy ręką doprowadzając je do ładu. Podniosłam pędzel z dywanu, który zapewne leżał tam od dłuższego czasu. Z trudem udało mi się oddzielić dywan od zamoczonego w zaschniętej farbie pędzla. Wybrałam inny gdyż ten już nie przyda mi się do niczego. Zaczęłam szybko nakładać kolejne plamy farby na płótno starając się aby był identyczny jak oryginał. Zanim się obejrzałam minęły dwie, szybkie godziny i do pracowni wszedł mężczyzna. Odsunęłam się od obrazu przecierając nadgarstkiem zaspane oczy i oceniłam moją pracę. Moim zdaniem obrazy ledwo co się od siebie różniły, ale po wybrednych klientach można się wiele spodziewać.
Ezra?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz