- Gdzie się wybierasz? - zapytał ciekawsko i zmrużył oczy.
- Znowu nie spałeś? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie - Richard, nie możesz się tak wykańczać. Przecież ojciec nie zleje cię za to, że nie umiesz posługiwać się telekinezą.
- To już akurat umiem - przewrócił oczami i wyciągnął rękę aby wypróbować swoich mocy.
Z pomiędzy jego palców wydobyło się kilka obłoków fioletowej mocy. Tak to w naszym rodzie jest, że kobiety mają moc czerwoną, a mężczyźni fioletową. Jeden język czarów zaleciał mnie od tyłu pociągając za jedno pasmo moich włosów. Warknęłam odciągając od Richarda moje włosy i wycofałam się do drzwi. Chłopak zabrał swoje własności i znów spojrzał mi w oczy.
- Gratulacje - zaklaskałam cicho - A teraz spieprzaj - pożegnałam go i wyszłam nie czekając na jego odpowiedź.
Gdy zamknęłam drzwi ogarnął mnie chłód wywołując lekkie ciarki na plecach. Otuliłam się lepiej płaszczem aby jakoś przetrwać drogę do pracowni. Nie zapominając o moim towarzyszy poklepałam się w ramię wymawiając przy tym cicho jego imię. Po kilku sekundach słyszałam już trzepot silnych skrzydeł, a następnie poczułam ostre pazury zaciskające mi się na ramieniu. Byłam przyzwyczajona do tego rodzaju bólu więc zareagowałam tylko uśmiechem na przybycie mojego ptaka. Frigga otarła się główką o moje włosy aby też jakoś mnie powitać. Ruszyłam dalej aby wydostać się poza odludzia, na których znajdował się mój dom. Wracając myślami do porannego spotkania z bratem mogę przysiąc, że po powrocie zastanie mnie kazanie lub od razu jakiś szlaban. Serdecznie dosyć mam życia niczym grzeczna dziewczynka, która dostaje kary za wczesne uciekanie z domu. Parsknęłam pod nosem już dosyć mocno zirytowana modląc się aby nie odbiło się to później na malowaniu.
Walcząc z własnymi myślami w końcu dotarłam do pracowni. Sięgnęłam ręką do torby aby wygrzebać z niej klucze. Gdy nie było ich w kieszonce gdzie zazwyczaj się znajdowały przeszłam do wywalania z torby wszystkich rzeczy. Opuściłam głowę i zaklęłam pod nosem. Mogłabym normalnie wrócić po klucze gdyby nie to, że wszyscy domownicy są już pewnie na nogach. Spojrzałam na ptaka, który wydziobywał coś z ziemi.
- Frigga? - gwizdnęłam by uniosła na mnie dziób - Przeleciałabyś się po klucze do pracowni? Są w moim pokoju, a zostawiłam otwarte okno.
Pierzasta od razu rozpostarła skrzydła i wzbiła się w górę kierując się z powrotem do domu. Pochowałam rzeczy ponownie do mojej torby i zarzucając ją sobie na ramię oparłam się o ścianę małego budynku w oczekiwaniu na powrót towarzysza. Spoglądałam w niebo, które powoli ogarniała jasność poranka po czym moją uwagę przykuła postać przemieszczająca się nieopodal małego lasu. Zmrużyłam oczy aby wyostrzyć wzrok i dostrzec kto to taki. Czyżby kolejny śmiertelnik mający na celu odkryć tajemnicę tego miasteczka? W momencie gdy postać się odwróciła zauważyłam twarz faceta. Miał usta umazane krwią, a pod jego lekko rozchylonymi wargami błyszczały kły. Wzdrygnęłam się i szybko odwróciłam wzrok dzięki Bogu słysząc skrzeczenie Friggi. Orlica usiadła na parapecie pod oknem i upuściła pęk moich kluczy. Sięgnęłam po nie i wsadzając jeden z kluczy do zamka obejrzałam się za siebie. Facet zniknął, lecz i tak nie zwlekałam z wejściem do środka. Od razu zamknęłam za sobą drzwi nie przekręcając ponownie klucza aby je zamknąć. Z wampirem przecież umiem sobie poradzić. Obeszłam z początku całe pomieszczenie uwalniając poranne światło zza czerwonych firan. Usiadłam na biurku zgarniając z niego kilka notatek z wczorajszego dnia. Analizowałam zamówienia na dzisiaj kiedy dzwonek przy drzwiach oznajmił, że ktoś wszedł do środka. Gdy do nozdrzy wdarł mi się zapach świeżej krwi nie miałam wątpliwości co do tego kto mnie odwiedził. Dla pewności kilka razy lekko wywinęłam ręką a dookoła niej pojawiły się czerwony obłoki magii.
Ezra?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz