sobota, 27 stycznia 2018

Od Junsu


Rozejrzałem się po okolicy, w której się znalazłem. Jakim sposobem się tutaj znalazłem? Nie miałem pojęcia. Jednego byłem pewien, zamieszkam tam, gdzie będzie to tylko możliwe. Czego byłem tak naprawdę świadom?
Salem. Miasto, do którego postanowiłem się udać w momencie dowiedzenia się o nim. Czy byłem w pełni przekonany, aby tutaj zamieszkać po raz pierwszy na dłuższy okres czasu? Nie.
Niestety, ale byłem do tego zmuszony. Nie chciałem dalej podróżować w samotności. Nie miałem już ochoty na zwiedzanie każdego państwa, miasta, wsi…
Zamieszkanie gdzieś na stałe, wydawało się to takie odległe, wręcz nierealne, a jednak, stało się. Gdyby nie zdarzyła się śmierć osoby, na której mi zależało, kto wie, może dalej bym podróżował i poznawał nowe zakątki świata? W końcu przed sobą mam jeszcze wiele lat… o ile wcześniej nie spotka mnie to samo, co Kima.
W ustach trzymałem papierosa, przez ramię zawieszoną miałem torbę, w której miałem wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Cicho westchnąłem, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, poszukując zapalniczki. Jak na złość nie byłem w stanie jej znaleźć. Dlatego po kilku minutach szamotania się w poszukiwaniu tego małego ustrojstwa, w końcu mi się udało. Zadowolony zapaliłem początek truciciela ludzkich płuc. Niemalże od razu się zaciągnąłem, odchylając głowę do tyłu, aby wypuścić dym, który już po chwili zmieszał się z powietrzem. Stałbym tak jeszcze jakiś czas, ale zostałem przepchnięty na bok przez jakiegoś przechodnia.
- Idiota – stwierdziłem, nie starając się być ani trochę cicho.
Był to człowiek, który mógł mi zrobić tyle, co nic, więc się tym szczególnie nie przejmowałem.
Skąd wiedziałem kim był? Wyczulony zmysł węchu. To naprawdę przydatne w niektórych momentach życia.
Odwróciłem się w przeciwnym kierunku i ruszyłem… przed siebie. Nie wiedziałem, gdzie mógłbym pójść. Nie znałem tego miasta, nigdy w nim nawet nie byłem, jedynie obiło mi się o uszy, że taka miejscowość istnieje, więc skorzystałem i rzuciłem się na głęboką wodę.
Bez ryzyka nie ma życia, przynajmniej tak mówili.
Mijałem wielu przechodniów, nie skupiając jakoś szczególnie swojej uwagi na nich, gdyż w jednej ręce trzymałem telefon, a drugą co jakiś czas wyciągałem papierosa z ust, żeby wypuścić kłęby dymu.
Miałem zamiar włączyć dane sieci komórkowej, ale zapomniałem o drobnym szczególe.
Bateria. Tak też, gdy tylko to uczyniłem, urządzenie się wyłączyło, pozostawiając mnie na pastwę losu. Nie miałem wyboru i musiałem zapytać się chociaż o jakiś hotel w pobliżu.
Schowałem telefon do kieszeni spodni, a następnie poprawiłem torbę na ramieniu, udając się dalej, chcąc zapytać się kogokolwiek o miejsce noclegu.
Jak na złość wszyscy jakby gdzieś poznikali. Czy to złośliwość losu? Sam nie wiedziałem, prawdopodobnie tak, ale nigdy nie wiadomo. Rzuciłem niedopałek papierosa na ziemię, depcząc go i ruszając dalej przed siebie.
Spotkanie jakiejś kobiety z dzieckiem było dla mnie jak wybawienie, więc od razu zacząłem kierować się w jej kierunku, całkowicie zapominając o tym, gdzie już jestem.
Ja się po prostu zgubiłem, ale to teraz nie grało roli.
- Przepraszam! – zawołałem, biegnąc w kierunku nieznajomej, która się zatrzymała, spoglądając na mnie z wyraźnym zmęczeniem na twarzy. – Mogłaby pani mi powiedzieć, gdzie znajduje się najbliższy hotel? – spytałem.
I co było najgorsze?
Wskazanie tego hotelu… do którego ona wchodziła.
Dlaczego ja nie zauważyłem tego szyldu? Czy aż tak byłem zamyślony?
Moja dłoń spotkała się z moją twarzą, z ust uciekło przekleństwo. Nie zwróciłem uwagi na osobę, która mi pomogła.
Skinąłem jedynie głową i wszedłem po schodach, aby znaleźć się po chwili w środku budynku.
Załatwienie sobie pokoju w tym miejscu było o wiele trudniejsze niż się spodziewałem. Najpierw, nie było wolnego miejsca, potem nagle było. Jednakże ostatecznie miałem pokój dla jednej osoby na cztery noce.
I w ciągu tych czterech nocy musiałem znaleźć jakieś mieszkanie.
Zapłaciłem za wynajęcie pokoju i ruszyłem w kierunku windy, aby udać się na trzecie piętro, tak jak powiedziano mi w recepcji.
Pokój 194… ten hotel nie wygląda na aż taki duży, no a jednak, to tylko pozory. Gdy znalazłem się w poszukiwanym pomieszczeniu, odetchnąłem z ulgą, zamykając za sobą drzwi. Rzuciłem się na łóżko, nie zastanawiając się jakoś szczególnie nad odłożeniem torby na podłogę. Najważniejsze było to, że w końcu mogłem odpocząć po tym błądzeniu po mieście.
Aczkolwiek to nie był koniec. Nie miałem zamiaru siedzieć w hotelu, postanowiłem wyjść na miasto, aby poszukać czegoś ciekawego… albo kogoś, cokolwiek.
Dziesięć minut bezczynnego leżenia w końcu pozwoliło mi na odetchnięcie z ulgą. Podniosłem się do siadu, rzucając torbę obok siebie. Otworzyłem ją i zacząłem szukać ładowarki, której w tym momencie bardzo potrzebowałem, a raczej mój telefon. Tak też jak tylko to znalazłem, zmuszony byłem wstać z miękkiego materaca i skierować się do małego biurka, przy którym był kontakt, chyba jedyny na całe pomieszczenie. Lepsze to niż nic, więc narzekać nie mogę.
***
Około godziny dwudziestej drugiej postanowiłem wyjść na miasto, aby poszukać jakiegoś ciekawego miejsca, w którym mógłbym spędzić trochę czasu. Zamknąłem za sobą drzwi, których kluczyć nie musiałem, co było wygodniejsze. Zszedłem na dół, tym razem tradycyjną drogą – po schodach.
Przechodząc koło recepcji, zatrzymałem się, dając klucz na przechowanie.
- Poleca pan jakieś miejsca warte odwiedzenia? – spytałem. – Od razu mówię, że rozchodzi mi się o bary.
- Loft – odpowiedział, i miałem wrażenie, jakby coś błysnęło w jego oku. – Jak wychodzi się z hotelu do głównej drogi, należy skręcić w prawo i iść cały czas prosto, do momentu, aż usłyszy się głośną muzykę i zobaczy napis Loft.
Podziękowałem skinieniem głowy.
Ciekawe, czy naprawdę to jest droga do tego baru, czy powiedział od tak, aby się pozbyć jakiegoś turysty.
Kierowałem się według wskazówek recepcjonisty, aż do moich uszu dotarł głośny dźwięk muzyki, a w oczy rzucił się napis Loft. Automatycznie przyśpieszyłem, zapominając o tym, że poruszam się szybciej niż zwykli cywile.
Może ktoś widział, może nie… ale lepiej, jak nie widzieli. Nie chcę mieć nie przyjemności, gdy ledwo co się pojawiłem w nowym miejscu.
Gdy tylko wszedłem do środka baru… na powitanie zostałem oblany przez kogoś jakimś alkoholem, tym samym na mojej koszulce pojawiła się plama.
- Cholera – warknąłem, spoglądając na osobę, która to zrobiła przypadkiem. Był to mężczyzna, miał coś koło dwudziestu trzech lat, może trochę więcej albo mniej, tuż za nim podążała jakaś dziewczyna. Nie zwróciłbym na dwójkę aż takiej uwagi, gdyby nie zapach krwi i alkohol, który przesiąkł moje górne odzienie.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz