Dorian nie pamiętał drogi do baru. Można powiedzieć, że upicie się do nieprzytomności i wyjawienie co leży na sercu losowemu mężczyźnie stało się jego codzienną rutyną. Nie wiedzieć czemu chłopak wybierał taką formę swojej terapii. Nie umiał i wręcz nienawidził pić. Pasował do baru jak pięść do nosa. Jego własne myślenie zagłuszała mu głośna i rytmiczna muzyka. Przetrał łzy frustracji. Niewiele brakowało, żeby rozkleił się całkowicie przed wejściem do budynku. Trzęsącą się dłonią otworzył drzwi do lokalu, a do jego nozdrzy dotrał zapach spoconych ciał i licznego alkoholu. Szybkim krokiem dotarł do swojego stałego miejsca przy barze. Kelner popatrzył na niego kątem oka i podał mu szlankę bez jakichkolwiek pytań. Chłopak bywał tu za często, by mężczyzna nie zapamiętał tego, co zamawia codziennie, nie wspominając już o samej twarzy klienta. Gdy naczynie z trzaskiem upadło na zniszczony blat, przełknął nerwowo ślinę. Nie chciał znowu zaczynać swojej pijackiej nocy. Wiedział, że zapomni o wszystkim na chwilę, a jutro rano jedyne co mu po tym zostanie to ból głowy i nudności. Spojrzał na mętny płyn, który falował pod wpływem uderzenia. Chciałby, żeby ktoś oddał mu choć trochę swojego czasu. Chciał być dostrzegany i kochany. Na chwilę pomyślał o tym, jakie to wspaniałe uczucie wiedzieć, że komuś na tobie zależy. Jednak te czasy były już bliskie zapomnieniu. Nawet, gdyby nic szczególnego nie stało się w najbliższym miesiącu, rodzice i tak nie okazywaliby mu nawet najmniejszej troski, nie mówiąc już miłości. Na samą myśl o rodzinnym domu i wspomnieniach, jakie się z nim wiązały, oczy chłopaka wypełniły się gorzkimi łzami. "Pomyśl. Wcale nie musisz się do tego zmuszać. Poszukaj specjalisty. Dla takich wariatów jak ty jest jeszcze miejsce na świecie", pomyślał z bólem Dorian. Jasne było, że gdyby poprosił kogolwiek o pomoc skończyłby z szybkością światła w oddziale zamnkniętym. Przecież on jako jedyny ujrzał zbrodnię, która podobno nie miała prawa mieć miejsca. Otarł łzy z policzka i sięgnął po alkohol. Nie chciał tego robić. Jednym, porządnym haustem opróźnił szklankę. Uderzył nią o blat i nie zdając sobie sprawy, że patrzy na niego prawie cały lokal położył się na zniszczonym drewnie. Pozwolił łzom spływać po jego klatce piersiowej. Słona ciecz tworzyła kanaliki na szyi i twarzy. Nie miał już nawet ochoty na wyżalanie się barmanowi. Gardło bolało go i piekło niemiłosiernie od napoju oraz ciągłego płaczu. Pomimo tego, iż chłopak wręcz dławił się łzami i patrzył na niego prawie każdy siedzący i zamawiający trunki, nikt nie zdawał się przybywać mu na pomoc. Może dlatego, że jego wiernym powiernikiem sekretów był niezmiernie alkohol. Nie był od niego w żaden sposób uzależniony. Każdy łyk i szklanka tej cieczy była wypita wobec jego sumieniu i naturalnej wrażliwości. Nawet tak mała dawka trunku, którego nazwy nie pamiętał, zdołała pozbawić go trzeźwego myślenia. Chłopak miał niemiłosiernie słabą głowę do picia. Całkiem możliwe, że była to kolejna cecha, którą potępiał jego ojciec. Bez jego zgody, kelner zdążył napełnić szklankę, jakby bał się pozostawić ją kiedykolwiek pustą. Dorian pogrzebał chwilę w kieszeni i wyciągnął z niej wystarczającą ilość pieniędzy, by zapłacić za napoje. Złapał do ręki najprawdopodobnie tequilę i ruszył do wyścia. Kobieta, która szła za nim nie zdawała sobie sprawy w jakim stanie psychicznym znajduje się chłopak i co chwilę pomrukiwała ciche oblegi skierowane do niego, by ten pośpieszył się choć trochę w drodze do wyścia. Gdy był już prawie u celu, potknął się o koniec parkietu i wylał cały alkohol na koszulę wchodzącego właśnie mężczyzny. Dorian popatrzył na niego w osłupieniu. Był zdecydowanie Azjatą. Może był Koreańczykiem lub Japończykiem. W tak nikłym świetle nie mógł zbyt wiele zobaczyć. Jego smukła sylwetka i wzrost, choć nie był zbyt wysoki, odznaczała się od wszystkim osób tańczących w tłumie. Mężczyzna nie myślał zbyt trzeźwo. Nie wiedział, czy była to sprawa alkoholu, czy poprostu od dawna chciał to zrobić, a po napoju po prostu nie panował nad wszystkimi swoimi pragnieniami. Niewiele myśląc, nawet nie zastanawiając się, co tak właściwie robi, zbliżył się do ciała Azjaty i objął go mocno. Spodziewał się, że jedyne co z tego otrzyma to mocny policzek lub oblega rzucona w jego strone, ale chłopak nie odrzucił go wcale. Jedyne co poczuł, to zimno jakie towarzyszyło, kiedy zbliżył się do mężczyzny. Nie miał żadnego prawa choćby go dotknąć. Szybko odsunął się od bruneta i spojrzał na niego przpraszającym spojrzeniem.
- J-j-ja bardzo p-przepraszam. - wyjąkał cicho.
Emocje kotłujące się w jego sercu przytłaczały go coraz bardziej. Znów miał ochotę pozwolić łzom swobodnie brukać jego policzki. Wiedział, że jego napady strachu sprawiają, że zachowuje się bardzo różnie i nieprzewidywalnie. Mimo tego nie żałował, że posunął się tak daleko jak na niego z nieznajomym. Wiedział, że musi wyglądać fatalnie. Czego innego spodziewać się po osobie z zaburzeniami psychicznymi? Nie chciał jednak narzucać się losowej osobie. Już i tak obarczał się jednej swoją osobą. Przetarł resztę łez, które wciąż znadowały się na jego policzku.
- Wszystko w porządku. - rzucił krótko chłopak i szybkim krokiem wręcz wybiegł z lokalu zostawiając mężczyznę na środku parkietu w osłupieniu.
Junsu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz