niedziela, 21 stycznia 2018

Od Doriana


Można było śmiało powiedzieć, że Dorian był co najmniej w ciemnej dziurze z napisem "porażka". Nie wiedział gdzie dokładnie jedzie, a jego towarzyszka, z którą spędził już dwie godziny była wręcz nie do wytrzymania. Gdy szczebiotała już trzecią godzinę, choć miała podwieźć chłopaka na miejsce, a nie opowiadać historie swojego życia, oznajmiła mu jeszcze krzykliwiej i szczęśliwiej niż zwykle, że znajdują się na miejscu. Chłopak wręcz wyskoczył z auta krzycząc tylko "Dziękuję!". W duchu dziękował Bogu za to, że jego bębenki słuchowe nie pękły przy pierwszym "Oooch!", które wydobyło się z jej ust, gdy tylko zobaczyła znak oznajmujący, że do celu zostało im jeszcze dużo czasu. Do końca życia te dźwięki będą mu towarzyszyć w największych koszmarach.
Nie było trudno odgadnąć, że gorzej być nie może. Gdy wychodził, a raczej uciekał z domu zapomniał wziąć ze sobą pieniędzy. Był naprawdę marnym uciekinierem. Pogrzebał chwilę w kieszeni i jedyne co znalazł to marne cztery dolary, spinacz i guma do żucia z tamtego stulecia. "Przynajmniej kupię sobie kawę", pomyślał. Przez chwilę rozważał pójście na pobliski komisariat i złożenie skargi o niezrozumiałe i niestosowne zachowanie funkcjonariuszy, ale zrozumiał, że najprawdopodobniej to on oszalał, a nie oni. Nie miał żadnego pojęcia, gdzie może znaleźć najbliższą kawiarnię, więc szybko podszedł do brązowowłosej dziewczyny, która stała naprzeciwko wielkiego, starego i potężnego dębu. Była wpatrzona w ekran telefonu i dopiero gdy Dorian chrząknął niemrawo, popatrzyła w jego stronę ze znużeniem.
- O co chodzi? - spytała, jakby oczekiwała, że tym sposobem pozbędzie się przechodnia.
- Czy mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie znajduje się najbliższa kawiarnia? - powiedział starając się, by jego głos brzmiał pewnie.
Dziewczyna wskazała palcem na budynek, który stał praktycznie naprzeciwko niego. W duchu przeklinał się za taki brak orientacji w terenie. Krótko podziękował dziewczynie i poszedł pod wskazane miejsce. Szarpnął drzwi w obawie, że lokal będzie zamknięty, ale te prosto i bez protestu dały się otworzyć. Podszedł do kasy, położył pieniądze na blacie i powiedział kasjerce, by zrobiła mu jak największą kawę za kwotę, którą aktualnie posiadał. Chłopak w ogóle nie pasował do eleganckiego wnętrza, a wszyscy klienci patrzyli na niego, jakby pierwszy raz widzieli człowieka. Po chwili dziewczyna pojawiła się z dużym kubkiem czarnej kawy i postawiła ją na ladzie, dając znak, że mężczyzna mógłby ją wziąć i najzwyczajniej wyjść z lokalu. Dorian poprawił swój czerwony szalik i upił łyka ciepłego płynu. Szybkim krokiem opuścił ciepłe pomieszczenie i zadrżał z zimna, gdy pierwszy wiatr powiał w jego stronę. Nie potrzebował dużo czasu, by poczuć ciepło, które wypełnia jego żołądek. Nerwowo popijał kawę z kubka i spoglądał na pobliski park. Nie było dla niego odkryciem, że o późnej już godzinie był pusty. Usiadł na ławce i ze zdziwieniem stwiedził, że nie zostało mu już nic do wypicia, choć zdawałoby się, że dopiero zaczął się rozgrzewać. Był zmęczony zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Dopiero teraz pozwolił sobie analizować zaistniałą sytuację. Nie miał jedzenia, miejsca do spania, ani pieniędzy. Oparł się o kant ławki i zamknał oczy. Doskonale wiedział, że nie może spać na dworze zimą.
- Tylko minuta... jedna...minuta - wyszeptał i nadzwyczajniej w świecie zasnął.
Obudziło go nerwowe stukanie palcem w jego piegowaty nos. Jakim prawem ktoś zakłuca jego sen?!

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz