środa, 24 stycznia 2018

Od Ezry CD Vanity


Uśmiecham się pod nosem obserwując dziewczynę. Rozgadała się i jest o wiele pewniejsza niż na początku, gotowa na odbicie jakiejkolwiek piłki, którą rzuciłbym w jej stronę.
- Touché – opieram głowę na dłoniach pochylając się w stronę mojej rozmówczyni. – Takie dramaty nie są takie złe. Wymagający rodzice, samotna artystka, magia, sokół jako domowe zwierzątko-
- Orzeł – przerywa mi szatynka. Macham zbywająco ręką marszcząc brwi.
- Orzeł, sokół, jastrząb, jedno i to samo. Wszystko lata i zżera mięso. W każdym razie na pewno Netflix z chęcią wykupiłby od ciebie patent na fabułę nowego serialu młodzieżowego.

Temat na rozmowę szybko się kończy i żadne z nas nie ma większej ochoty na wyciąganie się z ciszy, która zawisła między nami. Nie trwa długo, przerywa ją stukot obcasów kelnerki z wcześniej, która zjawia się obok nas z tacą. Stawia na naszym stoliku napoje i uśmiecha się lekko na odchodnym.
Szklanka whiskey jest chłodna kiedy zaciskam na niej palce. Dziewczyna bierze swoją filiżankę w dłonie podnosząc na mnie wzrok, jakby czekała, aż ja pierwszy upiję łyk swojego napoju.
- Na zdrowie – uśmiecham się krzywo przykładając brzeg kubka do ust. Odrobinę piecze mnie gardło, ale szybko przestaje, gdy biorę kolejny łyk zimnego płynu. Odstawiam szklankę na stół z głośniejszym uderzeniem, niż planowałem. – Też mam zwierzątko. Węża.
Szatynka parska cicho odkładając filiżankę. Marszczę brwi, po chwili je podnosząc.
- Można się spodziewać po tobie. Wąż – kręci głową jakby z niedowierzaniem, po czym znowu zasłania usta kubkiem kawy. – Jak ma na imię, Drakula?
- Ha ha ha – przewracam oczami ale czuję, jak mimowolnie na usta wpełza mi uśmiech. Musiałem już ją na tyle zirytować, że jej początkowa nieśmiałość spłynęła po niej szybciej, niż się spodziewałem. To mi się podoba, miło znaleźć kogoś, kto będzie równo odgryzał się na zaczepki. Powracam do pozycji z początku, z głową w dłoniach i znów pochylam się ku dziewczynie. – Wracając do ciebie. Jesteś gwiazdeczką rodziny czy wy wszyscy potraficie potykać niewinnych ludzi machnięciem ręki?
Niebieskooka zbywa mnie słabym wzruszeniem ramion, wyraźnie czując się niekomfortowo od ciągłych pytań o jej życie. Wzdycham dramatycznie wyprostowując się na krześle.
- Dobra, zrobimy tak. Pytanie za pytanie, odpowiedź za odpowiedź. Każdy po jednym, szczerze. Wtedy ja trochę dowiem się o tobie a ty nie musisz czuć się, jakbyś zwierzała mi się ze swojego życia. – mrużę oczy krzyżując dłonie na piersi.
Dziewczyna chwilę się zastanawia, popijając spokojnie cappuccino. Z filiżanki wydobywa się obłok pary i czuję ukłucie zazdrości, bo moja dłoń lekko zmarzła od ciągłego trzymania chłodnej szklanki.
Posiedzimy tu jeszcze, czuję to.
Po jakimś czasie szatynka przytakuje mrucząc coś pod nosem. Podskakuję lekko na swoim siedzeniu uśmiechając się szyderczo.
- Ja pierwszy, bo ja wpadłem na ten pomysł. Odpowiedz na moje poprzednie pytanie.
Dziewczyna zaciska palce na białym kubku, który ląduje na stole z lekkim stuknięciem.
- Cała moja rodzina jest – wykonuje bliżej nieokreślony gest ręką, rzucając pobieżnie wzrok na innych ludzi w kawiarni. Wyprostowuję się lekko, wbijając plecy w oparcie krzesła i podobnie jak moja rozmówczyni rozglądam się najsubtelniej jak mogę. Mimo wszystko, powinno się uważać w tym miejscu. Słyszałem już o zbyt wielu żądnych przygody ryzykantach, którzy zapłacili za swoją głupotę i nieokrzesanie głową.
Przytakuję, jakby na zgodę słów wypowiedzianych przez dziewczynę, choć nie potrzebują afirmacji. Zostajemy chwilę w ciszy, zastanawiam się, czy szatynka zapomniała o naszej grze, czy po prostu zastanawia się nad jakimś niezwykle głębokim pytaniem. Biorę chłodną szklankę w dłoń.
Spokojne sączenie przerywa mi głos dziewczyny, który łamie ciszę między nami.
- Kiedy się urodziłeś? Ile masz lat, tak naprawdę?
Mimowolnie przewracam oczami.
- Jedno pytanie, słońce – krzywię się, zakładając nogę na nogę – Dzielę urodziny z Beethovenem. Wiesz, taki kompozytor? – szatynka przewraca oczami i przez chwilę wygląda, jakby chciała wyrzucić mnie z krzesła swoimi mocami, więc szybko odzywam się ponownie. Upadek na chodniku bez świadków to jedno, kawiarnia pełna ludzi to inna rzecz. - Grudzień 1770 roku. Podoba się?
Dziewczyna podnosi brwi i już zastanawiam się, która odpowiedź padnie z jej ust – „myślałam, że jesteś starszy” czy „myślałam, że jesteś młodszy”; jednak jedyne co dostaje, to ciche „och”.
Odczytuję to jako małe zwycięstwo i uśmiecham się pod nosem. Odkładam szklankę na stół, tym razem udaje mi się zrobić to w perfekcyjnej ciszy i krzyżuję ręce na piersi. Przez chwilę zastanawiam się nad jakimś personalnym pytaniem, obserwując dziewczynę naprzeciwko mnie. Ona schyla się po łyk kawy, kiedy coś mi się przypomina.
- Nie znam twojego imienia. To nie fair, bo ty już masz moje, nawet wpisane w notatniku.
- Vanity – mówi bez namysłu, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Imię i nazwisko – uśmiecham się pod nosem.
- Vanity Maximoff.
Gwiżdżę cicho, na co dziewczyna, Vanity, podnosi brwi.
- Spodziewałem się czegoś bardziej, nie wiem – wzruszam ramionami – magicznego?
- Podaj mi przykład czegoś bardziej magicznego – parskam cicho na jej odpowiedź. Nie spodziewałem się, że to ona będzie mi stawiać poprzeczki. Przysuwam szklankę do ust, próbując ukryć rozbawienie.
- Radziłbym bardziej zastanowić się nad pytaniem następnym razem. – Vanity uśmiecha się pod nosem, kręcąc głową. Droczenie się z czarownicą nie było aż takie złe, choć zauważyłem kątem oka, że ktoś rzucał dziwne spojrzenia naszej wymianie zdań.
- To nie było moje pytanie.
- W takim razie strzelaj – mam wrażenie że mój uśmiech jest w jakimś stopniu szczery i sam nie jestem pewien, czy mi się podoba, czy nie.

Vanity?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz