środa, 3 stycznia 2018

Od Dżumy

Dzień w Salem wstał szybko i nawet całkiem słonecznie. Promienie słońca odbijały się od śnieżnego puchu, który okalał całe miasto nadając mu pięknego wyglądu. Drzewa lśniły uginając się pod czapą śniegu. Samochody rozbrzmiały na ulicach, a ludzie na targu poczęli w krzykach ogłaszać swe towary, by zdobyć jak najwięcej klientów. Dzieciaki w radosnym uniesieniu pomykały do szkoły, podobnie młodzież ucząca się w okolicznym uniwersytecie, chociaż ci częściej wędrowali na wagary niż zajęcia. Każdy początek tygodnia tak wyglądał i każdy mieszkaniec już do tego się przyzwyczaił.
Jeden element został jednak pominięty. Okna pewnego domu nadal pozostały zasłonięte, a gazeta z przed drzwi nie została zabrana. Lis jak co dzień nie został o odpowiedniej godzinie wypuszczony na podwórko, by dzieciaki mogły się z nim przywitać. Przez chwilę gromada stała przed furtką, a potem poszły dalej niezadowolone.
Kobieta mieszkająca w owym domu podniosła się na łokciach i stęknęła z bólu. Lis zapiszczał obok niej i zamerdał niepewnie ogonem. Liznął swoją właścicielkę po palcach. Plaga uniosła spojrzenie i znów stęknęła. Otarła twarz, która pokryta była krwią. Pokręciła głową.
- No tak.. - mruknęła siadając  po turecku. Lykan pomachał ogonem zachęcony i skoczył na kobietę. - Dobra, starczy mordo.
Kobieta wstała i otoczyła się materiałem, który leżał na podłodze. Jak zwykle obudziła się w piwnicy. Po takiej nocy zawsze wślizgiwała się przez małe okno piwniczne, by tam do rana przeczekać przemianę. Dni, gdy się pożywiała zawsze tak wyglądały.
Ostatnie się podniosła i z wyraźnym niezadowoleniem poszła na górę po drewnianych schodach. Lis pobiegł za nią i gdy znaleźli się na parterze pomknął do drzwi i wybiegł przez małe drzwiczki dla psów. Plaga poszła do swojego pokoju na piętrze. Tam pośpiesznie się wykąpała i ubrała elegancko. Jak zawsze, gdy szła do swojej pracy. Choć jako właścicielka kawiarni i antykwariatu mogła sobie pozwolić na małe spóźnienie. Wyszła z domu zamykając drzwi na klucz. Lis pomknął za nią. Wsiadła do samochodu, a zwierze wskoczyło na miejsce pasażera.
Po kilku minutach zaparkowała pod budynkiem, gdzie znajdował się jej lokal. Otworzyła drzwi, w środku były już dwie kelnerki oraz kilku klientów. Przywitała się z nimi skinieniem głowy i usiadła przy ladzie. Lykan jak zwykle zajął swoje miejsce pod kredensem z białymi krukami, które stały za przesuwaną szybą.
Po chwili do środka weszła nowa osoba. Zatrzymała się niepewnie na środku lokalu i powoli podeszła do lady, gdzie przyjmowano zamówienia. Jako, że kelnerki były zajęte Plaga wstała z krzesła i weszła za ladę. Odgarnęła długi, rudy warkocz z ramienia i uśmiechnęła się, jej bursztynowe oczy błysnęły.
- Witam, w czym mogę pomóc?

Ktosiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz