wtorek, 16 stycznia 2018

Od Dżumy CD Justy


Gdy kobieta wyszła, posprzątała stolik, przy którym siedziała i zebrała filiżankę wraz z talerzykiem. Przetarła blat wilgotną szmatką układając na nowo podkładkę i poprawiła naruszoną cukierniczkę. Sama nie odważyła się ruszyć srebrnej łyżki. Uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie incydent. Od zawsze wiedziała, że w  tym mieście nie tylko ona jest tym dziwadłem, dlatego tłumaczenie białowłosej kobiety nie trafiało do niej. Usiadła przy stoliku zastanawiając się przez chwilę co zrobić z tym faktem. Prawda była taka, że w gruncie rzeczy nic ją to nie obchodziło. Nie tylko ona była bestią łaknącą ludzkiej krwi. Ona sama należała do tego podgatunku. Jej ciekawość jednak nie dawała za wygraną i musiała się dowiedzieć kim jest owa, tajemnicza nieznajoma. Wstała, weszła za ladę i spostrzegła  zakupy białowłosej. Uśmiechnęła się pod nosem kręcąc głową, ktoś tutaj jest zapominalski. Spojrzała na słodko śpiącego lisa, nie mogła go tak zostawić. Podobnie jak kelnerek, które miały ręce pełne roboty przy obsługiwaniu. Kręciły się jak mrówki po elegancko urządzonej sali. Wszędzie ustawione antyki nadawały temu miejscu wyglądu nieco z innej epoki, ale klienci lubili takie charakterne kawiarnie. Mogli się oderwać, poczuć jak w całkowicie innych czasach. Nie tak trudno było dotrzeć do dzisiejszych ludzi, byli stosunkowo prości od tych z poprzednich epok. Z westchnieniem wytarła ręce w suchą szmatkę w kratę i zaczepiła pracownicę, która trzymała tacę pełną brudnych naczyń.
- Muszę wyjść, przypilnujcie interesu. - powiedziała oschle odkładając materiał na ladzie. Dziewczyna skinęła głową i zniknęła w kuchni, gdzie z brzdękiem odstawiła talerze i filiżanki. Rudowłosa ubrała na siebie długi, czarny płaszcz, wzięła w ręce zakupy i wyszła na mroźne powietrze. Lis jak na komendę pobiegł za nią piszcząc cicho. Nie poszła do swojego samochodu, ruszyła pieszo podążając za wonią dziewczyny. Lis stąpał ostrożnie za nią trzymając się blisko jej nogi. Spacer nie zajął jej zbyt dużo czasu. Policzki, które powinny pokryć się rumieńcem od zimna nadal pozostawały idealnie blade i gładkie. Stanęła przed kamienicą, przez chwilę zastanawiała się czy dobrze robi, jednak ciekawość pchnęła ją do przodu. Westchnęła cicho. Weszła do środka, znalazła odpowiednie drzwi i zastukała. Usłyszała szczekanie psa, zastanowiła się przed chwilę czy dobrze trafiła, lecz węch jeszcze nigdy jej nie zmylił. Nagle zamek zatrzeszczał, drzwi otworzyły się. Białowłosa wydawała się nieźle zaskoczona widząc na korytarzu nie kogo innego tylko właścicielkę kawiarni.
- Witaj, przepraszam, że przeszkadzam, ale.. - powiedziała i pokazała zakupy w swojej dłoni. Uśmiechnęła się lekko, kilka rudych kosmyków wypadło z warkocza i opadło na bladą twarz.
- Oh, dziękuję bardzo, wybacz, że się trudziłaś. - odparła widocznie zmartwiona tym, że zmusiła kogoś do ganiania za nią. - Skąd wiedziałaś, gdzie mieszkam?
- Popytałam trochę ludzi w kawiarni i przechodnich. Nie trudno było tu trafić. Poza tym nic nie szkodzi, zrobiłam sobie odświeżający spacer - Uśmiechnęła się do niej, po czym zerknęła na swojego lisa, który z zapałem obwąchiwał drzwi, za którymi stał pies. - Mogę wejść?

Justy?
Cóż, nie wiem do jakiej relacji sprowadzimy te dwie postaci, więc dlatego wygląda to tak jałowo. :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz