środa, 10 stycznia 2018

Od Judith CD Dżumy


Wąski pasek morderczego światła przedarł się przez zaciągnięte zasłony i musnął rękę białowłosej dziewczyny, która nadal smacznie spała. Odskoczyła wręcz gwałtownie od materaca w akompaniamencie nie przyzwoitej arii wydobywającej się z jej ust. Nadal przeklinając "wspaniale rozpoczęty dzień" podeszła do okna odcinając kotarami wszelką drogę promieniom słońca. Obejrzała ranę. Małe poparzenie, a szczypało jak chol.era. Zacisnęła zęby aby powstrzymać się od drapania. Gdy nagły przypływ adrenaliny spowodowany bezpośrednim zagrożeniem życia minął, Judy poczuła niedosyt snu. Stojąc na środku pokoju ziewnęła przeciągle i wyciągnęła ręce do góry jakby sięgała po wyłącznik znienawidzonego słońca. Niedoszukawszy się go poczłapala do łazienki i odbębniła rutynowe czynności porannej toalety. Na śniadanie, niedoszła szlachcianka zjadła wykwintne grzanki z masłem popite wytrawną herbatą z kiosku. Spożywając godny trzech gwiazdek Michelin posiłek poprzysiągła sobie zrobić wreszcie pożądane zakupy spożywcze. Przypomniała sobie jednak, że może być ciężko zważywszy na pogodę i brak pojazdu izolującego od słońca.
- Może ty byś skoczył coś kupić?
Zapytała nadal smacznie śpiącego Regisa. Ten to miał dopiero życie. Nic nie musiał robić, światło słoneczne mógł mieć głęboko gdzieś, a na dodatek nikt go nie wyzywał od ekshibicjonisty gdy tak leżał na grzbiecie eksponując swoje skarby. A właściwie ich brak, gdyż był wałaszkiem.
- Oj, ty mój eunuszku - pańcia nie mogła oprzeć się pokusie potargania psa po odsłoniętym brzuchu. - Pójdziemy na spacer? Co ty na to? Spacerek? Sikupa?
Stety niestety Regis był dość wybrednym chartem jeśli chodziło o warunki pogodowe, ale śnieg to on akurat kochał. Oczywiście dobrze zaznajomiony ze słowem "spacer" w lot zrozumiał o co chodzi. Wystrzelił jak z procy w kierunku drzwi i szczeknął zaczepnie pośpieszając albinosa.
- Nie nakręcaj się - uspokoiła psa dziewczyna. - Kilometrów nie zrobimy, bo się jeszcze sfajczę.
Nie chcąc kazać pupilowi długo czekać  w trymiga sprzątnęła mieszkanie, po czym błyskawicznie ubrała się w zwykły dres, zasłaniając włosy kapturem, twarz kominiarką, a oczy okularami przeciwsłonecznymi. Uzbrojona i gotowa na wszystko opuściła domostwo. Starała się iść jak najbardziej w cieniu, świecących od słońca plam na śniegu unikając jak ognia. Nie wtajemniczeni w jej przypadłość przechodnie patrzyli z nie ukrywanym zdziwieniem na zamaskowanego stwora z wychudzonym niedźwiadkiem przy nodze. Judy miała jednak głęboko gdzieś ich zdanie na jej temat. Po dziesięciu minutach była z powrotem wśród swoich czterech ścian. Regis nadal będący w stanie spacerowo śniegowej euforii zatoczył galopem parę szalonych kółek wokół salonu, po czym z impetem wskoczył na kanapę i zaczął oblizywać zmarznięte łapy. Judy już chciała położyć się koło pupila, lecz uznała, że czas najwyższy wypełnić swoje dzisiejsze postanowienie i przebrawszy się w bardziej cywilizowany strój składający się z czarnych rurek, za dużego, szaro srebrnego swetra, ulubionego czarnego płaszcza, burgundowego szalika i krótkich śniegowców o tej samej barwie oraz oczywiście odpowiedniej ochrony twarzy w postaci czapki ala bezdomny, umiejętnie zawiniętej chusty i lenonek (wszystko oczywiście w bardzo jaskrawym kolorze - czarnym), ponownie opuściła mieszkanie. Niestety okazało się, że jej ulubiony, czyli najbliższy, sklep był zamknięty, więc dziewczyna zmuszona była znaleźć zamiennika. Gdy w końcu znalazła i zrobiła (całkiem niezłe jakościowo) zakupy zorientowała się, że nie pamięta drogi powrotnej. Była już gotowa rzucić ze wściekłości zakupami w śnieg, gdy kątem oka dostrzegła lisią kitę znikającą w jednej z kawiarni. Nie mając nic innego lepszego do roboty, dziewczyna skierowała się do budynku. Gdy znalazła się w środku, niezliczona ilość antyków oraz widok przeuroczego lisa zawiniętego w kłębek pod jednym z kredensów że starymi i bez wątpienia cennymi książkami obudziły w niej artystyczne instynkty. Podeszła niepewnie do lady zaniepokojona brakiem wszelkiej obsługi. Na szczęście jedna z siedzących nieopodal kobiet natychmiast zjawiła się za ladą. Ogarnęła warkocz płomiennie rudych włosów i zapytała białowłosą w czym może jej pomóc, w między czasie przywołując na usta uprzejmy, acz sprawiający wrażenie przymuszonego, uśmiech.
- Dzień dobry, przepraszam za tak obcesowe pytanie, ale czy nie miała by Pani nic przeciwko  gdybym zrobiła zdjęcie temu wspaniałemu zwierzęciu? - zapytała w międzyczasie odstawiając zakupy i wskazując niczego nie świadomego lisa. - W tak niezwykłej scenerii komponuje się wręcz bajecznie, a czuję ogromną potrzebę uwiecznienia tego widoku.

Dżuma? Zgodzisz się?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz