poniedziałek, 22 stycznia 2018

Od Judy do Dżumy


Zaskoczona dzwonkiem Bruxa skoczyła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Regis szczeknął równie zdziwiony niezapowiedzianymi gośćmi i pobiegł do wejścia nie cierpliwie wyczekując odpowiedzi na pytanie kto stoi za drzwiami. Zdziwiona otworzyła drzwi rudowłosej pracowniczki kawiarni, w której przed kilkunastoma minutami zostawiła swoje nieszczęsne zakupy.
- Witaj - odezwała się jako pierwsza rudowłosa. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale...- wskazała dzierżoną w rękach zgubę białowłosej.
- Oh, dziękuję bardzo - odparła Judy przejmując od nie znajomej siatki. - Wybacz, że się trudziłaś.
Było jej niewyobrażalnie głupio, że zmuszała zapracowaną właścicielkę lisa do noszenia jej zapomnianych przedmiotów.
- Skąd wiedziałaś, gdzie mieszkam? - padło po chwili pytanie że strony nieco podejrzliwej Judith.
- Popytałam trochę ludzi w kawiarni i przechodnich. Nie trudno było tu trafić - wyjaśniła rudowłosa, lecz to tłumaczenie przypominało Bruxie jej własne z łyżeczką... - Poza tym nic nie szkodzi, zrobiłam sobie odświeżający spacer. Mogę wejść?
Sullivan przeprosiła za zwlekanie z zaproszeniem puszczając mimo uszu nagłą zmianę tematu. Nie miała jednak dużo czasu na interpretację poczynań gościa, gdyż lis dopiero teraz dostrzegł ogrom psiego gospodarza i nieco się spłoszył chowając tym samym między nogami właścicielki. Bruxa odwołała Regisa, który wesoło odbiegł od obcego psowatego i merdając ogonem wskoczył na kanapę.
- Przepraszam za psa - powiedziała Judy zamykając za gośćmi drzwi. - Ale gdzie moje maniery, Judy Sullivan.
Odłożywszy torby na swoje miejsce odezwała się gospodyni.
- Dżuma, miło mi - przedstawiła się rudowłosa.
Białowłosa zdziwiona nietypowym imieniem, tudzież przezwiskiem uniosła lekko brew i przekręciła głowę niczym pies nie rozumiejący co się do niego mówi. Postanowiła jednak nie komentować, uważając to za brak taktu.
- Usiądź proszę - wskazała wysoki taboret przy blacie będącym równocześnie stołem i barem jednocześnie. Sama przeszła na jego drugą stronę w ten sposób znajdując się w sercu kuchni.
- Czy mogłabym zaoferować ci coś do picia?
- Rozgrzewająca herbata byłaby w sam raz - odparła Dżuma posłusznie zajmując wskazane miejsce. - Jeśli to nie problem oczywiście.
- Żaden - odparła z uśmiechem białowłosa obracając się do szafki z kubkami i włączając czajnik.
Trochę męczyły ją wstępne uprzejmości towarzyszące rozmowom z każdym nowo poznanym człowiekiem. Szczególnie jeśli następnego dnia nie pamiętało się kim owa osoba była. Jednak Dżuma swoim niecodziennym imieniem i charakterystyczną aparycją sprawiała wrażenie tej osoby, którą Sullivan miała przez dłuższy czas pamiętać. Przygotowując herbatę przyglądała się ukradkiem gościowi. Coś w jej aparycji nie dawało białowłosej spokoju. Po drugiej stronie mieszkania zaś, ulokowany wygodnie na kanapie Regis próbował odgadnąć jakiej rasy był jego nowy towarzysz nadal wiernie pilnujący nóg właścicielki.
- Od dawna tu mieszkasz? - przerwała krępującą ciszę gospodyni.
- Wystarczająco długo, aby znać Salem jak własną kieszeń - padła wymijająca odpowiedź. - Skąd przyjechałaś, jeśli można spytać.
- Z Alaski - na wspomnienie ukochanych lasów Judith uśmiechnęła się delikatnie.
- Przepiękne miejsce - dodała Dżuma, na co niebieskooka pokiwała zamyślona i podała herbatę.
Posłodziła swój napar, zanim zdążyła zorientować się, że właśnie tej samej osobie, którą właśnie gościła próbowała wmówić iż pije na gorzko. Rudowłosa nie skomentowała, lecz drobne oszustwo nie umknęło jej uwadze. Spotkanie nie należało do najbardziej interesujących i gadatliwych. Można by wręcz śmiało stwierdzić, że przez większość czasu panowała głucha cisza przerywana stuknięciami kubków o blat tudzież płytkimi, tradycyjnymi pytaniami. Czym się zajmujesz? Jak Ci się podoba w nowym miejscu? Gdzie kupować najlepsze herbaty, a gdzie sery... Jednak jedna kwestia nie dawała Dżumie spokoju. Starała się ukryć rosnącą ciekawość, która napędzała zniecierpliwienie, lecz jej wysiłki poszły na marne.
- Chciałabyś o coś spytać? - zauważyła w końcu Bruxa.
- W kawiarni... Wspominałaś o "różnorodności" w odniesieniu do Salem - przypomniała, jak się okazało właścicielka owego lokalu. - Co można przez to rozumieć?
Judith milczała długo zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy rudowłosa podejrzewała że nie jest człowiekiem, czy pytała o coś zupełnie innego? A nawet jeśli, to czy powinna pierwszej lepszej osobie zwierzać się, że jest krwiożerczą bestią...
- Cóż... - zaczęła w końcu niepewnie. - Jestem swego rodzaju artystą. Mówiąc o różnorodności miałam na myśli zarówno zwierzęta typowe dla miejscowego klimatu, jak i ludzi... Nie jest również tajemnicą, że Salem opisywane jest jako miejsce pełne nadnaturalnych zjawisk... Nie żebym wierzyła w wampiry, wilkołaki... czy Bruxy... ale liczne historie na ten temat potrafią pobudzić wyobraźnię. Podsumowując jest to dość "różnorodne" miasto.
Dżuma uśmiechnęła się w odpowiedzi jakby uznając, że dostała tego czego chciała. Podziękowała za herbatę i wytłumaczyła swój pośpiech koniecznością przypilnowania interesu. Zanim opuściła jednak mieszkanie zwróciła się do jego lokatorki.
- Salem może wydawać się spokojne. W mieście po zmroku nic raczej nikomu nie grozi... Ale lasów za to powinno się raczej unikać.
Judith kiwnęła głową w podziękowaniu za cenną radę. Nadal nie wiedziała czy zamyka drzwi za czarownicą, łowcą, czy też zwykłym człowiekiem, lecz była pewna, że Dżuma na temat "różnorodności" miasteczka wie więcej niż mogło by się wydawać...

*cztery dni później*

Słońce tego dnia było skryte za puszystymi, szarym chmurami, z których nieustannie od dwóch dni padał śnieg. Skąpane w białym puchu miasto wyglądało bajecznie. Judith ubrana w samą piżamę przykrytą szlafrokiem marzła stojąc po łydki w śniegu i obserwując spieszących do pracy lub szkoły ludzi. Zeszła do furtki tylko po to, aby odebrać prenumeratę miejskiego dziennika, lecz nie mogła oderwać wzroku od majestatycznej, w jej mniemaniu, sceny rodzajowej, którą zastała. Z powrotem na ziemię sprowadziła ją jednak ruda głowa wyróżniającą się z tłumu. O dziwo właścicielka znanego jej warkocza kierowała się właśnie w jej stronę.
- Dzień dobry - powitała Dżumę z uśmiechem na ustach. - Piękny dziś dzień, nieprawdaż?
Właścicielka kawiarni nie sprawiała jednak wrażenia równie zauroczonej krajobrazem.
- Musimy porozmawiać - odparła poważnie i wskazała na dzierżoną przez Sullivan gazetę.
Dziewczyna jeszcze nie miała okazji się jej przyjrzeć, jednak zmuszona srogim wzrokiem rodowłosej zerknęła na wytłuszczony tytuł artykułu rozpoczynającego dziennik.
" Kolejna ofiara krwiopijcy z Salem. Policja szuka wampira?"

Dżuma?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz