niedziela, 21 stycznia 2018

Od Dżumy CD Doriana


Ruch w kawiarni był dzisiaj wyjątkowo niski, większość stolików była wolna, a pojedynczy klienci wchodzili i wychodzili biorąc w głównej mierze kawę na wynos lub jakieś ciasto wystawione w szklanej gablocie. Nawet jej stałych bywalców nie było, co niesamowicie zaskoczyło rudowłosą kobietę. Jednak w tym momencie nie miała głowy do tego. Siedziała przy jednym ze stolików, najbliżej gablot z antykami i przeglądała stos książek, które zakupiła ostatnio na aukcji za niemal grosze. Z satysfakcją stwierdziła, że kilka z nich były na prawdę cenne, podchodziły niemal pod białe kruki i je z nabożną czcią wstawiła na półki za szklanymi drzwiczkami zamykanymi na klucz. W momencie, gdy była przy kolejnej z książek do środka wszedł mężczyzna. Uniosła spojrzenie dopiero, gdy zapach człowieka dotarł do jej wyczulonych nozdrzy. Zielone spojrzenie zlustrowały chłopaka, musiał być przejezdny, nie kojarzyła go z wyglądu, a jego woń nie pasowała do tego miasta. Doskonale słyszała rozmowę chłopaka z jej pracownicą. Można było po niej stwierdzić, że przybyły nie posiadał zbyt wielu pieniędzy. Nie miała okazji jednak się tego dowiedzieć, gdyż po otrzymaniu napoju nieznajomy wyszedł, a rudowłosa zdążyła zapomnieć o jego przybyciu zajmując się na nowo przeglądaniem książek. Kolejne godziny pracy minęły jak krew ściekająca z nosa, niesamowicie wolno. Zwłaszcza dla pracownic Dżumy. Kręciły się po salonie wycierając już czyste stoliki, przesuwały krzesła, pozbywały się kurzu z półek. Setny raz zamiatana i myta podłoga wydawała się lśnić prawdziwym blaskiem. W końcu ostatnia godzina pracy wybiła i trzy dziewczyny po przebraniu się stanęły przed rudowłosą, która z zapałem przeglądała książki. Uniosła wzrok, spojrzała na pracownice z nad okularów w złotej oprawce i uśmiechnęła się wstając.
- Dziękuję za kolejny dzień, dziewczęta, możecie iść do domu. - odparła wskazując dłonią drzwi.
- A Pani? - zapytała się jedna, która nakładała czapkę z pomponem w kolorze wściekłego różu.. Bardzo wściekłego.
- Ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, zamknę lokal. Spokojnej nocy. - powiedziała siadając i zwracając wzrok na kartki. Oznaczał to koniec rozmowy i dziewczyny szybkim krokiem opuściły kawiarnię. Rudowłosa spędziła kolejną godzinę na dokończeniu czytania, potem zaniosła karton z mniej cennymi książkami na zaplecze, gdzie będą się kurzyć, aż nikt o nich sobie nie przypomni. Pogasiła światła, załączyła alarm i wyłączyła wszystkie urządzenia i rozejrzała się jeszcze nim ubrała się w długi, czarny płaszcz. Owinęła szalik wokół szyi i zagwizdała na lisa.
- Wracamy do domu. - odparła przytrzymując drzwi, by rudy zwierz mógł wybiec. Zamknęła drzwi, zakluczyła je i ruszyła nieśpiesznym krokiem w stronę domu. Droga do niego wiodła przez park, a Dżumie i tak się nie śpieszyło z powrotem. Spokojnie parła do przodu obserwując nagość parku spowitą blaskiem ulicznych i parkowych lamp. Nie było tutaj nic, co mogłoby przyciągnąć uwagę, miała nadzieję, że wiosna rozbudzi ten park i będzie wyglądał znacznie atrakcyjniej. Rozmyślając tak nieobecnym spojrzeniem obserwując lisa do jej uszu doszło zwolnione bicie serca i bynajmniej nie należało do rudego stworzenia. Zatrzymała się na moment, zastanowiła i nagle skręciła w lewo pewnym krokiem. Zatrzymała się przy ławce parkowej, na której spał mężczyzna. Nie wyczuwała od niego alkoholu ani narkotyków, a dopiero po chwili zorientowała się, że to ten sam nieznajomy, który kupował kawę w jej kawiarni. Zaczęła dotykać go w piegowaty nos z obojętną twarzą.
- Wstawaj chłopcze, zamarzniesz. - odparła, gdy ten zaczął się marszczyć i definitywnie przebudzać.
- Daj mi spokój, chcę spać. - usłyszała tylko mruknięcie w odpowiedzi co jej się nie spodobało. Zabrała palec, schowała zimne dłonie do kieszeni.
- Droga wolna, ale daję sobie rękę uciąć, że więcej się nie obudzisz. - Powiedziała i postawiła dwa kroki w tył. Czekała na jego reakcję, w końcu otworzył oczy i spojrzał na kobietę, która go dręczyła.
- Jest w pobliżu jakieś schronisko dla bezdomnych? - zapytał widocznie zmieszany, otulił się szczelnie ramionami. Nie trzeba było być filozofem, by uznać, że jeszcze dwie godziny takiego snu na ławce, a chłopak stałby się drugim Jackiem Torrancem z "Lśnienia".
- Nim zaczniemy załatwiać takie sprawy, musisz się ogrzać i zdecydowanie coś zjeść. - powiedziała wyciągając w jego stronę dłoń. - Mam wolny pokój i pełną lodówkę, na Twoim miejscu bym skorzystała.
- Jesteś skłonna zabrać mnie do siebie? - usłyszała jedynie w odpowiedzi, chłopak nawet się nie ruszył.
- Mi przyda się towarzystwo, tobie posiłek i łóżko. - wywróciła oczami widocznie zirytowana ciągnięciem się tej rozmowy. - To jak będzie?

Dorian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz