poniedziałek, 22 stycznia 2018

Od Dżumy CD Doriana

Musiała przyznać przed sobą i Bogiem, o ile istnieje i jest gdzieś w świecie, że oto spotkała najbardziej nierozważnego uciekiniera na świecie. Oto w pokoju jej domu stał młody mężczyzna, który podczas ucieczki z domu zabrał ze sobą plecak pełen.. Niczego. Dostrzegła rzuconą książkę na łóżko i westchnęła. No tak, miło wiedzieć, że nie tylko u niej literatura to oczko w głowie i sens życia, ale w papier to się niestety człowiek nie ubierze. Przetarła oczy w bardzo bezpośrednim geście irytacji, lis usiadł przy jej nogach, a jego wyraz pyska wskazywał ten sam stan co u kobiety. Wzięła głęboki wdech mając zamiar cokolwiek powiedzieć, lecz ostatecznie wypuściła powietrze ze świstem kręcąc głową.
- Chodź za mną. - nakazała wychodząc z pokoju. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że za nią idzie, doskonale słyszała jego kroki, podobnie jak przyśpieszone bicie serca. Skierowała się do prawego skrzydła, przy schodach zatrzymała się. - Zaczekaj.
Chłopak posłusznie zatrzymał się w miejscu obserwując jak kobieta znika w ciemnym korytarzu. Dopiero na jego końcu paliła się mała żarówka nadając miejscu mroczny ton. Dziewczyna zniknęła za drzwiami jednego z pokoju i nie wracała przez dobre kilkanaście minut. W tym czasie Dorian najwidoczniej zaczął się nudzić, bo zaczął stawiać kroki wgłąb korytarza. Sięgał dłonią w kierunku klamki zamkniętego pokoju, lecz nagle poczuł mocny uścisk zimnej dłoni na nadgarstku. Niemal odskoczył, lecz dłoń kobiety mu na to nie pozwoliła.
- Za dobrze Ci z całymi palcami?  - rzuciła oschle marszcząc brwi. Chłopak mógł się jedynie zastanawiać w jaki sposób tak szybko i cicho zdołała zareagować.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie, oczywiście.. Przepraszam. - odparł szybko chcąc się wycofać. W końcu zwolniła uścisk pozwalając mu na to. Wręczyła mu karton, a raczej wcisnęła mu go siłą.
- Masz tutaj rzeczy, które mogą na Ciebie pasować. - powiedziała unosząc dumnie głowę. - Przymierz je i jeśli będą dobre - zatrzymaj.
- Dziękuję. - odparł jedynie wycofując się. Kobieta zostawiła go już samego, nie przeszkadzając do końca nocy. Sama nie spała czytając książkę zatopiona w ogromnym, wiktoriańskim fotelu, który obity był jasną skórą. Siedziała pod kocem, a na jej kolanach leżał lis zwinięty w kulkę. Jednak doskonale słyszała bicie serca mężczyzny, który spał na górze i nie mogła się na niczym skupić. Przez cały czas czuła narastającą irytację, że znajduje się tak blisko domniemanego posiłku. Zachowała jednak minimum rozsądku (który w tym momencie wydawał się bezsensowny, w końcu kto by szukał u niej zaginionego nastolatka, który uciekł z domu) i wyszła z domu. Zamykając książkę z trzaskiem i odkładając ją na stolik zrzuciła lisa. Nie odziała się w płaszcz i buty. Tak jak była ubrana, czyli zielona suknia z delikatnego materiału, wyszła na zewnątrz. Bose stopy zniknęły pod grubą warstwą śniegu, gdy kobieta puściła się biegiem w kierunku małej połaci lasu, która przynależała do jej terenu. Drobnej budowy sarna przechadzała się pomiędzy drzewami. Poszukiwała czegoś, co zaspokoi jej głód. Czuła w żołądku narastające ssanie i jeśli w najbliższym czasie nie znajdzie chociaż krztyny korzonków to padnie na śnieg i zamarznie. Patykowate nogi drżały coraz bardziej z zimna i braku siły. Czarne, paciorkowate oczy rozglądały się po okalanym mrokiem lesie nie wiedząc w którym kierunku iść. Nie spodziewała się ataku. Nie sądziła, że zginie śmiercią tak banalną i smutną. Jednak była to szybka śmierć i w pewnym sensie sarna powinna być wdzięczna Dżumie, która przypuściła atak z konarów drzew spadając lekko i zwinnie wprost na ciało sarny. Skręciła kark, rząd szpilkowatych kłów zalśnił w promieniu księżyca, który odbił się od śniegu, a potem zniknęły zatopione w szyi zwierzęcia.
Nad ranem chłopaka obudził zapach smażonych jajek i bekonu. Dostrzegła go, gdy przekroczył próg kuchni, był zaspany i zmęczony jakby pół nocy nie spał.
- Dzień dobry. - przywitała się nakładając jedzenie na talerz, postawiła wszystko na stole. - Siadaj.
- Dzień dobry. - odpowiedział z niemrawą, zaspaną miną i usiadł na krześle. Dostał szklankę soku pomarańczowego, a po chwili również i kawę. - Znowu nie jesz?
- Jadłam już. - ukróciła rozmowę zajmując miejsce na przeciwko chłopaka z filiżanką kawy. - Jedz, niedługo jedziemy do kawiarni. Jak się spało?

Dorian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz